wtorek, 17 czerwca 2008

Nowa droga

czyli inny tytuł...
Od czasu do czasu mając właśnie chwile "wyciągania kotwicy" rozważałem zakończenie blogowania, a nawet w odmętach oceanu myśli pływał stworek z napisem "usuń wszystko". I tak zastanawiając się czy poczynić ostateczne kroki wpadłem na czacik a tam spotkałem uroczą osobę.
Owa osoba zwróciła moją uwagę na to, że cześć mojego opisu wpisana do googla daje efekt w postaci linku do bloga na 1 pozycji. O czym nie wiedziałem i w sumie mnie to nie interesowało specjalnie. Zadziałała tu informatyczna duma...
Potraktowałem to jako znak, że jednak warto kontynuować moje "dzieło" i może to się komuś przyda. Kolejnym impulsem na plus było to, że jakoś dotarłem do statystyk odwiedzin, gdzie okazało się, że nawet jest ich kilkanaście dziennie lub co drugi dzień, to miłe, nawet bardzo :)

Serdecznie dziękuję wszystkim odwiedzającym.

Jako, że tytuł "Pierwsze kroki do sukcesu" jest w swojej intencji jakby ograniczający, bo ile można robić pierwszych kroków... :) oraz sytuacji, że przez ostatnio poznaną osobę tytuł jakby został wykreowany i zauważony. Naturalnym było że został przejęty i zmieniony by lepiej go wyeksponować.
Miały być jeszcze })i({ (motylki) ale nie wyglądały za szczególnie. Dlatego pozostało tylko:

Bądź Cudowności Cudem

Zmieniłem też lekko kolorystykę. Mam nadzieję, że ta inspirująca fraza doda mnie jak i wam wielu inspiracji.
Świat jest pełen możliwości, a my jako boska część, możemy z nich korzystać.

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Zmiana otoczenia

czyli porządkowanie...
Z czasem przyzwyczajamy się do swojego trybu życia, schematów, rytuałów i tym podobnych historii. Jedni z nas mają swoje obsesje na punkcie układania pewnych elementów w odpowiedni sposób, inni tworzą mały "śmietnik" rzeczy, które się nawarstwiają w czasie prac, ćwiczeń czy używania tego co jest lub było akurat przydatne.
Po pewnym czasie nasz pedantyzm lub tworzenie bałaganu doprowadza nas do tego, że albo układamy rzeczy automatycznie, albo nawarstwiony bałagan zaczyna nam lekko przeszkadzać.
Jeśli mamy skłonności pedantyczne, to mniejszy kłopot gdyż każdego dnia odstawiamy rutynę.
Jeśli sprzątamy raz na tydzień nasz bałagan też doprowadzamy sytuację do stanu wyjściowego.
Tak czy owak upychamy nadmiar w wolne miejsca na półkach lub w szafkach.
Gdy przychodzi czas na zmianę, np szkoły, pracy, koniec klasy wtedy wyciąga się skarby przeszłości i robi przegląd co się przyda co należy wyrzucić. Tak samo robimy z przeglądem np. ubrań przy zmieniającym się sezonie, wyciągamy te zimowe rzeczy chowamy te bardzo letnie, a część wyrzucamy bądź oddajemy w dobre ręce.
Co to daje?
Ot taka zwykła czynność "rozliczenia przeszłości" jest również przydatna przy podjęciu decyzji o zmianach życiowych. Takie rozliczenie i zrobienie miejsca na nowe rzeczy oraz doświadczenia otwiera nam drogę do tego nowego co nas może spotkać.
Zmiana koloru ścian, ustawienia mebli czy wymiana mebli, czy nawet przeprowadzka w nowe miejsce może nam pozwolić na zmianę wewnętrznych przyzwyczajeń. Oczywiście sama zmiana jest tylko symboliczna i raczej służy do zamknięcia pewnego etapu i otworzenia nowego.
Ponieważ to od nas zależy czy potraktujemy zmianę otoczenia jako impuls do dalszej pracy, czy tylko jako zmianę żeby było ładniej. Bo nawet zmieniając miasto oraz ludzi, z którymi się spotykamy możemy wrócić do starych przyzwyczajeń, gdy nie wytrwamy w swoim nowym wyobrażeniu.
Każda zmiana uwalnia również zakotwiczenie w schemacie i może być wykorzystywana do pobudzenia nowych możliwości. Więc jeśli kierujesz się pedantyzmem zmień miejsce przedmiotów których używasz, zmień wazonik na kwiaty, dołóż jakiś przedmiot (np. tablicę) i wykorzystaj zmianę do nowej motywacji.
Jeśli jest się zbieraczem ogarnij bałagan odłóż przedmioty na ich miejsce, lub zmień im miejsce pobytu.
Dobrze jest też zadbać o swój komputerek, posprzątać dokumenty posegregować nowe pliki w odpowiadające im miejsca, zarchiwizować rzadko używane oraz te najbardziej potrzebne pliki, zrobić miejsce na dysku, przeinstalować system (z mojego doświadczenia raz na pół roku jest dobrze to zrobić ;)) zarchiwizować pocztę, archiwa komunikatorów, wywalić to co zbędne.
Daje to ponowne zapanowanie nad swoimi rzeczami, plikami i życie staje się łatwiejsze. bo płynie się dalej z podniesioną kotwicą.
Czasem mała zmiana może zmienić perspektywę.

środa, 14 maja 2008

Co moge zrobić lepiej?

czyli sztuka zadawania następnego pytania...
Jest takie hasło "Lepsze jest wrogiem dobrego". W sumie stosuje się ono do wszelkiego rodzaju projektów i wynika z faktu, że jak na pewnym etapie projekt jest dobry na tyle by został zaakceptowany, to osoba projektująca chce coś jeszcze udoskonalić, zrobić coś lepiej, i kończy się to kolejnymi godzinami pracy, a efekt jest znikomy albo wręcz gorszy od poprzedniego.
Poprawiać można zawsze i ciągle, no chyba że np rzeźbimy, to dotąd aż z naszego materiału nie zostaną same wióry.
Pytanie "co mogę zrobić lepiej?" ostatnio ponownie usłyszałem na warsztatach zorganizowanych przez stowarzyszenie AMŻ (Akademia Mądrego Życia) i odnosiło się do naszego działania w życiu.
Na pewnym etapie życia, część z nas może przestać zadawać pytania i traktować życie takim jakim jest, wykonujemy swoje obowiązki tak jak wykonujemy spędzamy tak a tak dzień i staje się to rutyną w pewien sposób. Jako dzieci zadajemy dużo pytań "dlaczego?", "po co?" i tak bez końca by poznać i zrozumieć świat, jako dorośli szukamy w książkach czy np. internecie.
Ale gdy spytamy "dlaczego?" i odnajdziemy powody danej sytuacji dobrze jest zadać kolejne pytania.
Np.: w odpowiedzi na pytanie "dlaczego jestem odbierany(a) jako mruk?" można uzyskać, że nie przejawiam swojej radości czy siebie.
Kolejnym pytaniem może być "co mogę zrobić aby zmienić sytuację, aby odbierano mnie jako sympatyczna radosną osobę?"
W odpowiedzi na tak postawione pytanie, dajemy sobie otwarcie na nowe rozwiązania, nowe idee.
I gdy już mamy odpowiedzi w ilości wystarczających by wybrać to co jesteśmy w stanie zrobić nie wątpiąc, iż jest to poza naszym zasięgiem i że się tylko wygłupimy bardziej.
Odpowiadamy np mogę się więcej uśmiechać i być bardziej naturalną osobą w swoich zachowaniach.
Wdrażamy w życie nasze wspaniałe rozwiązanie. Okazuje się, że ogólnie jest lepiej, ale... jest to niezadowalające.
Czas więc na kolejne pytanie.
Jednym z takich pytań, może być właśnie "co mogę zrobić lepiej?".
Po pierwsze, zadanie sobie takiego pytania w kontekście naszych celów czy chęci zmiany, daje możliwość refleksji i szukania nowych rozwiązań. Daje również możliwość zoptymalizowania, wyciągnięcia esencji z zachowań i zastosowania tych aspektów, które działają najlepiej poprawiając rezultat oraz wdrażać na ich podstawie nowe lepsze.
Co można zrobić lepiej chcąc być bardziej radosnym? Można np uśmiechać się więcej do ludzi. :)
Co mogę zrobić lepiej by mieć więcej czasu dla rodziny? Mogę lepiej zaplanować swój dzień, bądź zainteresować i wciągnąć rodzinę do tego co robię.

Jak na początku wspomniałem, to pytanie niesie również zagrożenie, gdyż zadawane wciąż i wciąż, może spowodować brak znaczących efektów. dlatego dobrze jest zadawać pytania kontrolne, czy poczynione zmiany, dają lepszy efekt, i czy ten efekt jest zadowalający na tyle że widać różnicę ;). Jak nie widać różnicy to po co przepłacać;) (jakieś takie powiedzenie reklamowe chyba było)

Kto pyta nie błądzi...

poniedziałek, 12 maja 2008

zmiana kierunku czasu

czyli czy można wykorzystać przyszłość by stworzyć przeszłość...
Poprzez zmianę wspomnień można zmienić wrażenia z przeszłości. Tworząc wizje siebie można wpłynąć na przyszłość. W normalny sposób uczymy się i wiemy. A co gdyby nauczyć się wykorzystywać czas w inny sposób.
Ostatnio zetknąłem sie z koncepcją, która mnie poraziła. Ogólnie mamy czas biegnący w przód i głównie robiąc coś oczekujemy jakiegoś efektu w przyszłości. Dzieje się również tak, że robimy coś z bliżej nieokreślonego powodu, a po jakimś czasie okazuje się to przydatne.
Przeważnie uczymy się czegoś, a potem o czymś wiemy. Bywa też tak, że wiemy o czymś mimo że nie powinniśmy wiedzieć.
Koncepcja oparta jest na odwróceniu czasu, najpierw wiedzieć, a później sobie przeczytać bądź dowiedzieć się i poinformować swoje ja w przeszłości. Główne zastosowanie z jakim się spotkałem oficjalnie (bo tak w życiu spotkałem się właśnie na zasadzie mechanizmu coś zrobię, a potem się to przydaje, tyle że nie skojarzyłem mechanizmu jaki mógł zaistnieć) i dobry sposób na wyćwiczenie takiego mechanizmu jest praca np. z wynikami totolotka.
Totolotek jako dobry generator liczb sprawdza się do kodowania symboli. No i można przepracować sprawy finansowe ;)
Jak to działa:
Wyniki są kodowane na symbole, jedności są traktowane jako przedmioty czy zwierzęta, a dziesiątki jako właściwość np ruchu czy zniszczenia, np liczba 35 to wirujący pies. Tyle ze następnego dnia przypisanie symboliki sie zmienia i wirujący pies może to być 24, 16, albo każdą inną liczbą. Powoduje to to, że odbierając skupiamy się na symbolu nie na liczbie.
I np. przed południem odbieramy symbole. narzędzie które zostało zrobione na potrzeby projektu przekodowuje symbole na liczby, po losowaniu przekodowuje liczby wylosowane tą samą matrycą tak aby wysłać sobie liczbę 14 jako ten sam symbol, który np odebraliśmy.
Daje to pewność, że symbole które odbieramy są tymi symbolami które wysyłamy. Czyli np odebraliśmy wirującego psa i system przekodował nam na 14oraz każdy symbol z wirowaniem to 10-19 a każdy pies to czwórki w jednościach 4, 14, 24, 34, 44...
Ponieważ znamy symbolikę na dany dzień, częściowo w momencie przekodowania, w pełni po losowaniu wysyłamy sobie to co mamy odebrać na dany dzień.
Jak by ktoś chciał spróbować swoich sił to zapraszam.

niedziela, 11 maja 2008

pamięć a czas

czyli jak zmienić przeszłość i wpłynąć na przyszłość...
Każdy z nas ma w swojej przeszłości, mniej lub bardziej przykre doświadczenia, które chciałby zmienić. Mówi się "czas goi rany" i jest to prawda, bo z czasem poprzez zdobywanie kolejnych doświadczeń nabieramy dystansu do sytuacji, bądź do osób w niej występujących, złamane serca się łączą itd. Czasem patrzymy na dane sytuacje jako na błogosławieństwo, pomimo, iż w danej chwili była to tragedia życia. Jak pokazuje doświadczenie z czasem zmieniamy swój stosunek do wydarzeń, ale jeśli chcemy możemy zmieniać je szybciej.
Tak jak ze zmianą własnego wizerunku czy postawy w przyszłości wiąże się praca nad innym widzeniem siebie. Tak i praca z przeszłością wiąże się z innym widzeniem siebie w danej sytuacji oraz osób w niej występujących.
Mówią "co się stało to się nie odstanie", i się nie odstanie, jeżeli ktoś umarł raczej się go nie wskrzesi, ale zawsze można o tym kimś pamiętać. I de facto nie zmieni się żadnej sytuacji. jedyne co możemy to możemy zmienić swoje podejście do wydarzenia.
Jeżeli czujemy się pokrzywdzeni, winni lub obwiniamy kogoś za coś co zrobił. Trzymamy gniew czy urazę (lub inne niewłaściwe i niepotrzebne odczucia) do siebie czy kogoś.
Ja rozumiem, że można sie na kogoś wkurzyć mieć żal czy coś, ale trzymanie tego w sobie przez większość życia szkodzi tylko nam. Bo istota która wywołuje dane stany, albo może być totalnie nieświadoma naszego istnienia, tego że nas wkurza, a może i być zadowolona ze tak właśnie jest mając z nas "polewkę".
Jak pokazuje czas i doświadczenie, wcześniej czy później zmieniamy nastawienie do danej sytuacji, no chyba że ktoś lubi tkwić w swoim zacietrzewieniu.
Jak można zmienić nastawienie do przeszłości a tym samym i przeszłość.
Przeszłość jak wiemy jest zapisana głównie w naszej pamięci o danym wydarzeniu.
Bywa tez na filmach, zdjęciach itp.
Jedynym ze sposobów jest wyparcie danego zdarzenia z pamięci, sposób skuteczny, ale potencjalnie nie najlepszy, ponieważ głęboko gdzieś urazy pozostają, a jak się trafi, że z jakiegoś powodu się przypomni, to masakra.
Lepszym sposobem jest powrót do sytuacji i zobaczenia jej jako inną sposób lepszy od poprzedniego ale też nadal trzyma się urazy chociaż już w mniejszym stopniu.
Najlepszym według mnie jest dostrzeżenie powodów zajścia danej sytuacji (chociaż nie każdy chce i potrafi dostrzec, że miał wpływ na jej powstanie, jeżeli był jej czynnym uczestnikiem), jeżeli sytuacja nas nie dotyczy (nie uczestniczymy w niej bezpośrednio) np koleżanka z koleżanką zrobiły coś tam komuś nam bliskiemu, i są naszym wrogiem publiczny numer jeden.
Wtedy należy się zastanowić dlaczego bierzemy to do siebie, i po co nam to.
Następnie gdy już dostrzeżemy powody sytuacji dobrze jest wybaczyć sobie oraz osobą biorącym udział w zajściu. Bo to, że wypadło na nie to akurat były jako istoty najbliżej, żeby się dopasować do wzorca. Oczywiście to, że wypadło na nie nie oznacza, że nie należy ich pociągnąć do odpowiedzialności, jeżeli np złamały prawo.
Wybaczyć im należy głównie dla siebie, bo dane osoby nie muszą o tym wiedzieć, chyba że są na tyle blisko, że warto im zakomunikować.
Są jednak ludzie którzy trzymają sie swoich wrogich uczuć, bo ktoś zrobił coś nie wybaczalnego.
I ich wola, chcą proszę bardzo, ale to głównie oni cierpią i każdy wcześniej czy później to zrozumie.
Co to daje, że nasza sytuacja jest uzdrowiona, nie ciągnie się to za nami i możemy inaczej spojrzeć w przyszłość.
Tak jak z przyszłością, tworzenie swojego wizerunku jest budowaniem siebie.
Można zarzucić, że to okłamywanie siebie. W pewien sposób tak, ale jak to mówią:

"1000 razy powtórzone kłamstwo staje się prawdą"

Dlatego lepiej zmienić niekorzystną prawdę, na prawdę która pomoże nam lepiej żyć.

sobota, 10 maja 2008

co ma wpływ na teraz

czyli przyszłość, przeszłość, teraz...
Czym jest czas w odczuciu człowieka... każdy z nas niezależnie jak by się zapierał kroczy w przyszłość, pozostawiając to co właśnie uczynił w przeszłości. I tak krok po kroku w przyszłość wyłania nam sie obraz przeszłości, bo nawet wciśnięcie poszczególnej litery na klawiaturze budujące te zdania są już w przeszłości mojego istnienia. Oczywiście po stworzeniu zdania, mam możliwość dostrzeżenia usterek błędów, czy skasowania i poprawienia koncepcji wypowiedzi czy błędów.
Ale są to już kolejne kroki w przyszłości w momencie zobaczenia efektu.
I można by napisać, że "teraz piszę notkę"
Żeby móc napisać tekst o czymś chcąc niechcąc wyznaczam sobie cel na przyszłość, wyznaczam sobie temat jaki chcę opisać, i chociaż nie mam pojęcia co konkretnie będzie napisane wiem, że chcąc przedstawić dany temat, kolejne sformułowania pojawiają się same.
Pytanie jest następujące czy tworzę czy odtwarzam to co już stworzę.
W pewnym momencie czasu, póki co przyszłego, cały tekst zostanie stworzony i moja świadomość go zaakceptuje i wyśle. I czy teraz mając na uwadze to, że w bliżej nieokreślonej przyszłości wiem jak tekst wygląda tworząc go odwołuje się do świadomości tego w jaki sposób go wysłałem, czy mam możliwość wielowątkowego wpływania i zmieniania jego formy czy właściwości w nieograniczonej ilości.

Czy jest to jedna z form zaakceptowanych przez moją przyszłą świadomość tego co by było najlepsze, w tym momencie przyszła mi myśl, że najpierw powinienem dać wątek a pro po multiwymiarowości czasu, dlatego ten będzie wstawiony pewnie jako 3 z kolei a nie pierwszy ;)

Po napisaniu dwóch poprzednich mogę kontynuować ;)
I tak ponieważ w pewnym sensie dostrzegłem fakt, że ten temat wymagał dwóch poprzednich, by nadać pewien odpowiedni tok myśli, a nie wrzucać temat ni z gruchy ni z pietruchy. Popełniłem w międzyczasie dwa tematy niżej. Chociaż wydaje mi sie że powinienem napisać jeszcze jeden.

I tak po napisaniu 3 poprzednich tematów, mogę powrócić z nowym doświadczeniem do tej notki. Otóż w pewnym momencie teraz już przeszłości zauważyłem, że wklejając wątek który piszę będzie mu brakowało notek poprzednich, uznając to za wizję przyszłości jak widzę bloga i moment z przyszłości, w którym wklejając tą notkę mam świadomość 3 poprzednich, postanowiłem je stworzyć. Chociaż w momencie pisania tej notki nie miałem zamiaru, ani moim celem nie było stworzenie 3 wcześniejszych.
Wnioskując na nasze teraz wpływa przyszłość. Po pierwsze tworząc coś ustalamy sobie mniej lub bardziej to co chcemy stworzyć. Pisząc czy lepiąc garnek mamy w swojej projekcji to co chcemy osiągnąć. Cel lub docelowy kształt. Nasza przeszłość i doświadczenie wpływa na skuteczność tego co chcemy zrobić.
I tak ćwicząc lepienie garnków i lepiąc 500 z kolei wiemy jak kręcić kołem czy układać ręce aby uzyskać oczekiwany efekt. Znamy już ścieżki i płynące z nich nauki. Lepiąc garnek za pierwszym razem mamy tylko wizualny efekt, może trochę rad od kogoś bardziej doświadczonego. Przy odrobinie samozaparcia może nam wyjść to co chcemy za pierwszym razem.
Ale jest to świadome budowanie teraźniejszości z ustalonej przez nasz przyszłości.
Natomiast na przykładzie tej notki i 3 poprzednich, okazuje się, że przyszłość może zdeterminować przeszłość czy teraźniejszość, bo oczywiście mógłbym nie napisać 3 poprzednich notek ale czułbym, że jest to niepełne i niewartościowe.
Parę razy również miałem tak, że wykonywałem jakieś działanie ot tak z siły impulsu, a później okazywało sie ono przydatne.

Czujesz że powinieneś coś zrobić, zrób to, może Ty z przyszłości będziesz tego potrzebować.

piątek, 9 maja 2008

teraz

czyli pomiędzy tym co było, a tym co będzie...
Jakby nie spojrzeć "teraz" jest w potocznym ujęciu rozciągnięte w czasie, bo np mówiąc, że teraz coś robię mamy na myśli kilka aspektów:
- że właśnie zaczynamy coś robić,
- robimy coś od pewnego czasu i będziemy to robić nadal,
- robimy coś i zbliżamy się do końca,
- wykonuję czynności które składają się na większy efekt końcowy,
- zauważamy zmianę w stosunku do przeszłości.

Ogólnie byliśmy, jesteśmy albo będziemy w trakcie wykonywania jakiegoś działania, które ma doprowadzić do danego efektu.
I tak mówiąc, że "teraz biegam" mamy na myśli szerszy kontekst czynności rozciągnięty w czasie.
Gdyż jako bieganie traktujemy grupę czynności, ruchów ćwiczeń które wykonuję po drodze, którą przebywam od wyznaczonego czasu na bieganie do jego końca.
To ogólne "teraz biegam", można podzielić na poszczególne etapy, gdyż mogę być na etapie "teraz idę" "teraz biegnę" "teraz wykonuję ćwiczenia" bądź chwilowego relaksu. Każdy element jest dla mnie formą teraz biegam, gdy znajduję się pomiędzy startem a końcem tej czynności.
Elementy te mogę podzielić na mniejsze uzależniając od formy ćwiczenia, miejsca pobytu w ruchu, stylu czy szybkości ruchu. Idąc dalej mogę określić że teraz przesuwam nogę z miejsca a do b i rękę o dany kąt wychylenia. Itd.
W potocznym ujęciu "teraz" opisuje stan na daną chwilę w szerszym ujęciu czasu opisując grupę czynności bądź porównanie do przyszłości, "kiedyś byłem taki, teraz jestem taki" w sumie można też odnieść do przyszłości, "teraz jestem taki, chcę się zmienić". Chociaż i w tym przypadku dostrzegamy czas przeszły tyle że nie dokończony z intencją zakończenia go i zmiany na inny.

W czasie gdy mówimy "teraz" w ujęciu czasu mamy już przeszłość.

Można zatem wysnuć tezę że teraz nie ma lub jest ułamkiem mikrosekundy pomiędzy tym co było a tym co się stanie. A w ujęciu szerszego działania jest sumą poszczególnych czynności.

czwartek, 8 maja 2008

Sztuka przewidywania.

czyli czy da się przewidzieć przyszłość...
Ciekawym filmem o tej tematyce jest film "Next" z Nicolasem Cagem. Bohater filmu ma możliwość wyśledzenia kilku opcji przyszłości na kilka minut do przodu, a później dalszej przyszłości.
Dokonując właściwego wyboru akcji tak aby wyjść jak najlepiej z opresji które go spotkały.
Film jak wiadomo to film czyli sceny wyimaginowane wyreżyserowane kupa efektów komputerowych, ogólnie fantastyka. Teoretycznie można zrobić wszystko tak jak w Jumper, przedstawić możliwość przeskoków w przestrzeni.
Ale czy to co pokazuje się w filmach można zrobić na prawdę?
Czy można przewidzieć reakcje zdarzenia na kilka minut do przodu? Czy np. przenieść się w przestrzeni.
Kiedyś teoretycznie fantastyka "20 000 mil podmorskiej żeglugi" Juliusza Verna, była fantazją, podróże w kosmos były fantazją, i chociaż przy obecnych filmach czy serialach typu "star trek" nadal są.
Tak, w prosty sposób pewne rzeczy przewidujemy, lub domyślamy się jakie mogą być konsekwencje, acz nie mamy pewności co do konkretnego skutku, bo podchodząc do grupki np dresiarzy, możemy za równo skończyć w kostnicy, szpitalu, albo możemy normalnie z nimi pogadać. Zależy to też od naszego i ich nastawienia.
Czasem mamy przebłyski konkretnej przyszłości i wiemy co za chwilę się stanie. Naukowe podejście mówi o wnioskowaniu z sytuacji. Ale mi kilka razy np. grając w piłkę udało się zobaczyć co za chwilę zrobi osoba posiadająca piłkę lub jaka akcja za chwilę się wydarzy mimo, że nic na nią nie wskazuje.

Zasadniczo mało kto z nas uczy się dostrzegać przyszłość i analizować jej różne opcje. Analitycy różnej maści biorą pod uwagę różne aspekty wpływające na dany projekt. Ale to jest już sztuka wnioskowania z nabytych doświadczeń i okoliczności które determinują założenia i cele projektu. Dobrze jeżeli potrafimy wybierać najlepsze ścieżki idąc za głosem intuicji czy poczucia dobra związanego z wyborem danej opcji.
Wiadomo, że możliwości umysłu są niezbadane, a człowiek wykorzystuje go w niewielkim stopniu.
Są techniki, do przewidywania przyszłości, ale ich sprawdzalność jest zbyt odległa w czasie by potwierdzić czy zaprzeczyć ich prawdziwości.
Dodatkowo na przyszłość globalną czy lokalną wpływa wiele osób i dana koncepcja na dzień dzisiejszy może być nieaktualna za tydzień czy miesiąc, gdyż ktoś podjął inną decyzje.
Wiec czy przepowiednie np Nostradamusa są prawdziwe? Czy technikę i możliwości jakie pokazuje się w filmach gatunku s-f są tylko fikcją?
Te przepowiednie determinują w pewien sposób myślenie do tego, w którym kierunku można dążyć lub co może wynikać z podjętych wyborów.
Nostradamus, zakodował swoje centurie w taki sposób, iż praktycznie dopasowuje się je post faktum. Może jak pisze, w którymś momencie wszystkie przepowiednie będą jasne.

Ciekawą historią jest historia mędrca który potrafił przewidzieć przyszłość i doradzić obywatelom wioski w ich wyborze. Pewnego razu chłopcy z wioski uknuli podstęp. Skoro mędrzec potrafi przewidzieć co się stanie, to wymyślili że zrobią tak: złapią ptaka pójdą do mędrca i zapytają czy ptak jest żywy czy martwy i w zależności co powie starzec albo zaduszą ptaka albo wypuszczą żywego. Chłopcy złapali ptaka i poszli do starca. stając przed nim trzymali ptaka z tyłu tak by móc go udusić bądź wypuścić i spytali:
- Powiedz nam czy ptak jest żywy czy martwy?
- Nie mogę wam powiedzieć - odrzekł starzec.
- Ale przecież jesteś taki mądry i potrafisz przewidzieć przyszłość. Powiedz na czy jest żywy czy martwy. - krzyczeli chłopcy
- Nie mogę wam powiedzieć - powiedział spokojnie starzec.
- Dlaczego nie możesz? - zdziwili się chłopcy.
- Ponieważ los tego ptaka, leży w waszych rękach...

Nasz świat działa tak, że grupa osób której przedstawi się daną przyszłość może spowodować o jej realizacji bądź jej zmianie. Dlatego tak trudno udowodnić prawdziwość przepowiedni.
A wracając do przeskoków w przestrzeni to podobno św. Franciszek miał taką zdolność.

Niezbadane są możliwości ludzkiego potencjału i możliwości, to co kiedyś było science fiction jak to ktoś pięknie ujął teraz jest bardziej science niż fiction ;)

środa, 7 maja 2008

Multiwymiarowość

czyli a co gdyby...
Każdy z nas żyje w mniej lub bardziej aktywny sposób, nasze życie głównie toczy się po drodze naszych wyborów. Owe wybory mogą być świadome, podświadome, odruchowe, impulsywne, intuicyjne. Nasze wybory mogą być ograniczone przez innych ale to też jest nasz wybór czy przystajemy na to co ktoś nam narzuca. Wybory mogą być też uwarunkowane doświadczeniami z danego życia jak i z poprzednich wcieleń. Składanymi sobie obietnicami albo braniem udziału w różnych hipnozach, na które w pewnym momencie swojego istnienia się zgodziliśmy.
Ale ja nie o tym...
Zakładając życie człowieka jako linie jednego żywota, taką linię od urodzin do śmierci.
W każdym etapie, chociaż czasem sobie tego nie uświadamiamy, mamy różne możliwości wyboru.
Mając propozycje pójścia w 3 różne miejsca lub zostania w domu, dokonujemy wyboru. Idąc w jedno miejsce możemy spotkać swojego przyszłego partnera, czy partnerkę, wybierając inne miejsce może się okazać, że było nieprzyjemnie, ktoś może nas zbesztać, oblać sokiem itd.
Wybieramy pójście na to pierwsze przyjęcie, dokonujemy wyboru z kim tańczymy, z kim rozmawiamy lub nie rozmawiamy czy nie tańczymy. Kiedy na przyjęciu jest ta osoba, z którą moglibyśmy spędzić resztę życia, ale w skutek naszych wyborów, możemy ją poznać lub tylko rzucić na nią okiem powiedzieć czy poczuć "tak to on/ona, mój/moja wymarzona" i odejść uznając, że my to jesteśmy np. bez szans.
Ale załóżmy, że ktoś nas sobie przedstawił.
I tu pojawia się kolejna siatka możliwości. Rozmawiamy, wymieniamy zdawkowe uwagi, mówi takie bądź inne sformułowania, które kończą lub podtrzymują rozmowę. Ścieżek i możliwości jest wiele.
Buduje nam się wielka siatka możliwości w każdym momencie dokonywania wyboru. My znamy tylko główny wybór z czasem poznajemy jego konsekwencje, możemy też mieć wgląd w siatki poboczne, gdy okazuje się, że jak w rozmowie z kimś ktoś nas informuje, że np. dane sformułowania były nie takie. I rozmowa mogła by się potoczyć inaczej.
Gdy zdejmujemy nogę z gazu i po chwili okazuje się, że gdybyśmy nie zdjęli to byłby wypadek, bądź zatrzymała by nas policja. Czasem dowiadujemy się z relacji, że na danej imprezie moglibyśmy się bawić super, albo dobrze że nie poszliśmy bo było tragicznie.
Pewne ścieżki, mogą nam się narzucać i zobaczyć z doświadczenia innych ludzi. To żeby zobaczyć jak mogło by wyglądać nasze życie, gdybyśmy byli bogaci czy biedni, możemy skonfrontować z człowiekiem, który jest bogaty lub człowiekiem który śpi w kartonie albo na dworcu.
Wiele opcji nie koniecznie trzeba sprawdzać na sobie, bo możemy zobaczyć jakie ma doświadczenia inny człowiek i czy nam pasuje przeżyć coś podobnego czy nie.
Chociaż i tak głównie uczymy się na własnych doświadczeniach czy tak zwanych błędach wzmacniając swoje wzorce przekonań.
Wracając do linii naszego życia, w głównej mierze jest ona zdeterminowana przez koncepcje nas samych w stosunku do nas samych, do innych ludzi jak i do świata, naszej przyszłości, którą widzimy w danym etapie jej tworzenia. Blokad które mamy do przepracowania, bądź doświadczeń, które sobie narzuciliśmy jako chęć do przeżycia, albo wynikają z zadość uczynienia za poprzednie doświadczenia.

Świat jest nieograniczoną siatką możliwości i każdy z ludzi wstawiony zamiast wybranej osoby, mógłby pójść zupełnie inną drogą, a jego linia życia wyglądała by inaczej.

Idźmy drogą, którą sami wybieramy, by dochodząc do miejsca w które docieramy wiedzieć, że tam właśnie chcieliśmy dojść.

wtorek, 6 maja 2008

Sztuka bycia niedoskonałym.

czyli robię jak najlepiej potrafię...
Nie umiemy tańczyć pisać śpiewać malować, wypowiadać się, lepić dzbanków, ale robimy to bo to nam sprawia przyjemność.
Jeśli uważamy, że nasza twórczość jest beznadziejna i najlepiej schować ją do szafy żeby się nie ośmieszać, nasze śpiewanie czy występy najlepiej wykonywać w pustym pokoju, tak żeby nikt nie widział i nikt nie słyszał, to czas to zmienić.
Nie mamy talentu w danej dziedzinie ale lubimy to robić, róbmy to i nie bójmy się tego pokazać.

Van Gogh za życia sprzedał dwa obrazy, nikt go nie doceniał, a teraz jego obrazy są warte grube pieniądze. Artyści malują obrazy które składają się z plam farby i jest to ich sztuka ich ekspresja, pomimo, że jest to trochę wylanej i rozmazanej farby. Ale oni czują się artystami i chcą w ten sposób wyrazić siebie.
A my zwykli "zjadacze chleba" malujemy np. dla malowania, dla siebie.

Innym przykładem który mi sie nasunął jest "Bryndal", który występował w "Tańcu z gwiazdami", człowiek raczej nie za piękny, techniką tańca również nie zachwycał.
Ale miał to coś, miał (i nadal ma) dystans do siebie i do tego co robi. Tańczył najlepiej jak potrafił wkładając swoją miłość do tańca i radość z tego, że może to robić.
Poza tym jest to człowiek obdarzony niesamowitym dystansem do siebie i tego co robi, bo pewnie wie, że to co robi, robi najlepiej jak potrafi, a jeśli popełnia błędy lub robi coś śmiesznego to akceptuje to, że tak mu właśnie wyszło.

Jeśli boimy się, że ktoś nam powie iż to co robimy jest kiepskie, powiedzmy mu no trudno, "Może nie będę Picassem, może nie będę śpiewał i tańczył jak Travolta, czy inny sławny gość na tym świecie, ale to co robię jest moje. Robie to bo lobię to robić. I robię to najlepiej jak potrafię."
Co nas najgorszego może spotkać?
Tylko to, że ktoś nie zaakceptuje naszej twórczości czy działania. Nawet może wyśmiać to co zrobiliśmy. Ale może przyjść ktoś kto przyjdzie i powie "wow, ale super sam(a) to zrobiłe(a)ś?. Niesamowite ja tak bym nie zrobił".
To jak przyjmiemy słowa braku akceptacji lub akceptacji, zależą od nas. Od naszego nastawienia, jeśli myślimy, że robimy "badziew", "kicz" to znajdą się ludzie którzy nam to potwierdzą, natomiast jeśli nam się podoba to co robimy, znajdą się tacy którym też się spodoba to co robimy.
Nawet fałszując podczas śpiewu można mieć niezły ubaw, Tylko trzeba mieć świadomość tego, że żaden Krawczyk czy Rodowicz to z nas nie będzie i robimy to bo chcemy się tym radować.

Raduj się tym co robisz i pozwól radować się też innym

poniedziałek, 5 maja 2008

Konfrontacja

czyli sztuka doskonalenia...
W filozofii chińskiej czy japońskiej naturalnym jest by człowiek dążył do doskonałości w tym co robi, sztuka parzenia herbaty, sztuki walki i każdy rytuał dnia czy zainteresowania jest doprowadzany do perfekcji.
Dlaczego np. doskonalą parzenie herbaty? Przecież ani nie ma w tym zawodów (chociaż może są), ani smak herbaty nie zmieni się od mniej idealnego ruchu ręką.
Ponieważ nie rozmawiałem z żadnym japończykiem czy chińczykiem dlaczego doskonali taki rytuał, ale mogę się domyślać, że w pewien sposób jest to medytacja lub sposób na oderwanie się od myśli dnia codziennego.
Ogólnie doskonalenie w jakiejś dziedzinie spowodowane jest tym, że jakaś dziedzina jest dla nas istotna i chcemy wiedzieć więcej w danej dziedzinie dla samej wiedzy lub posiadać umiejętności dla samych umiejętności. Bo kochamy dany element i po prostu jest dla nas całym życiem.
Często za wzór bierzemy kogoś kto osiągnął w naszej dziedzinie szczyt aktualnych możliwości.
I np chłopcy grając w piłkę utożsamiają się z Zidanem, Ronaldo czy innym aktualnie sławnym piłkarzem. Wzorem wiedzy mogą być specjaliści w danej dziedzinie.
Doskonalimy swoje hobby by być mistrzem w swojej dziedzinie dla samych siebie albo by dorównać ludziom którzy są naszymi wzorami albo być od nich lepszymi. Zajmujemy się też rozwijaniem danej dziedziny dla własnej przyjemności.
Przeważnie mamy określony poziom wiedzy umiejętności który chcemy posiąść, ale zawsze można zrobić coś troszkę lepiej troszkę więcej wiedzieć.
Jeżeli robimy coś sami dla siebie, warto od czasu do czasu skonfrontować to co się robi z kimś kto się zna w danej dziedzinie troszkę lepiej lub z postronnym widzem, który może wydać swoją opinię.
No tak, ale jak jeśli nasze umiejętności się nie spodobają? Nasz poczucie tego, że robimy coś fajnego czy talent runie w gruzy... Sporo ludzi np. pisze opowiadania, wiersze, piosenki, maluje obrazy i wszystko to w najgorszym razie ląduje w szufladzie... Bo co jeśli sie komuś nie spodoba nasze myśli nasze obrazki, nasze fotografie, nasz poziom wiedzy czy okaże się, że ktoś jest lepszy w jakiejś dziedzinie?
Po pierwsze " jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził" jak mówi przysłowie, a po drugie, zawsze ktoś znajdzie się lepszy. Bo zawsze ktoś może nas wypróbować w innej dziedzinie, w której on czuje się lepiej.
Dlaczego więc warto pokazać czy zaprezentować swoje umiejętności?
By mieć odniesienie naszych wyobrażeń o tym jak jesteśmy wspaniali w tym co robimy, lub przekonać się, że wcale nie jest to tak beznadziejne.
Jak przeprowadzić taki sprawdzian? Najlepiej umawiając się z daną osobą na pozytywną krytykę.
Na zasadzie powiedz mi co Ci się podoba i co byś mógł zasugerować aby poprawić. A jak masz mi przekazać ogólnie, że jest o kant... to sobie daruj. (pomijam podejście, pewnie tylko tak powiedział(a), żeby mi zrobić przyjemność, a tak naprawdę myśli że to do d..., bo to skrajny przypadek chociaż bardzo częsty).
Znam jednak takie osoby, które motywuje totalne zbesztanie i bez tego nie są w stanie nic zmienić. Takie metody działają gdy jesteśmy bardzo przekonani, że chcemy dane elementy rozwijać.
W konfrontacji celem jest nabranie doświadczenia i odniesienie stanu naszych wyobrażeń o posiadanej wiedzy czy umiejętnościach do stanu faktycznego sprawdzonego w działaniu.
Po co tak?
Przecież można lepić garnki, pisać wiersze i robić zdjęcia, malować mieć wiedzę w danym temacie i mieć to tylko dla siebie.

Przez to, że zaprezentujemy siebie swoją twórczość lub wiedzę dostajemy punkt odniesienia do dalszej pracy nad tematem, następnie mamy niezależną opinię na temat naszych postępów lub pogorszenia jakości. I możemy tą opinię porównać ze swoją.

ćwiczenie czyni mistrza
czasem potrzeba popełnić tysiące prób, by np wynaleźć żarówkę

niedziela, 4 maja 2008

Afirmacja

czyli... zmiana własnych programów
Człowiek od urodzenia karmiony jest afirmacjami... Dobrze gdy te afirmacje są pozytywne w typie jesteś wspaniałym dzieckiem, kochamy Cię zawsze za to. że jesteś, jesteś mądrym/ą chłopczykiem/dzeiwczynką itd. Ale przeważnie słyszymy od rodziców, rówieśników czasem nauczycieli, że jesteśmy brzydcy, śmieszni, głupi, tępi, że jak nie będziemy tacy czy tacy to zabierze nas baba jaga, rodzice nas komuś oddadzą nie będą nas kochać itd.
Zatem przez ileś lat, najczęściej jest w nas budowany obraz niewartościowego, zalęknionego człowieka. Potem następuje okres młodzieńczego buntu i niektórzy zmieniają swoje wyobrażenie o sobie. Ale i tak mogą mieć dziwne wzorce w temacie miłości, że miłość jest za coś, pieniędzy, że trzeba dużo i ciężko pracować żeby coś zarobić lub być bogatym, że pierwszy milion trzeba ukraść itd. poglądy na kreatywność, że coś jest nie możliwe itd.

Jak stosować afirmacje?
Używając formy pozytywnej w odniesieniu do siebie, stosując 3 osoby "Ja" "Ty" "On/Ona"

Ja ... (<-Twoje imię) treść afirmacji. Przykład:
Ja Jeremiasz jestem wspaniałym człowiekiem. ; mówiąc do siebie
Ty Jeremiaszu jestem wspaniałym człowiekiem. ;tak jak by ktoś mówił do Ciebie
On Jeremiasz jestem wspaniałym człowiekiem. ;Tak jak by mówiono o Tobie

Taka afirmacje powtarza się po 15 razy pisząc je w zeszycie czy powtarzając sobie na głos z odpowiednią intonacją i entuzjazmem. Robimy to 3 razy dziennie rano koło południa i wieczorem.
Za każdym razem dobrze jest zapisać swoje reakcje i myśli na temat który afirmujemy.
I gdy pojawia się opór tworzymy afirmację odwrotną.
Tzn gdy piszę Ja Jeremiaszjestem wspaniałym człowiekiem. przychodzi myśl nie nie jesteś bo jesteś np głupi. to zapisujemy swoją myśl i tworzymy dla niej pozytywne odzwierciedlenie.
Ja Jeremiasz, jestem mądrym człowiekiem.
Każdą afirmację należy powtarzać przez 21 -24 dni lub do momentu kiedy na dane stwierdzenie mamy nadal odpowiedź negatywną.

Można stosować również dekrety afirmacyjne:

Przez bezgraniczną potęgę nadświadomości i głęboką mądrość mego Wyższego Ja rozkazuję, aby teraz ujawnił się w pełni Boski Plan mego życia tak, abym mógł jak najlepiej jak najpełniej wykorzystywać i rozwijać moje wrodzone predyspozycje, zdolności, i jak najbardziej wzbogacać moje umiejętności.

Uwalniam się od moich starych zobowiązań karmicznych! Wyba­czam wszystkim, którzy mnie skrzywdzili. Wybaczam sobie, że krzyw­dziłem innych. Jestem niewinny! Jestem wdzięczny wszystkim, którzy mnie czegokolwiek nauczyli! Przez bezgraniczną potęgę nadświado­mości i głęboką mądrość mego Wyższego Ja pozbywam się wszelkich negatywnych myśli i uczuć. Rozkazuję, aby natychmiast zostały zastąpione pozytywnym myśleniem oraz uczuciami głębokiego szczęścia, radości i miłości! Rozkazuję, aby wszyscy otaczający mnie ludzie czerpali radość z mojej radości, szczęście z mego szczęścia i miłość z mojej miłości! Rozkazuję, aby całe moje otoczenie doskonaliło mnie w sztuce pozytywnego myślenia. Jestem wolny i w pełni bezpieczny. Mogę oddychać swobodnie i głęboko! Poddaję się tylko kierownictwu Wyższej Inteligencji! Utrzymuję stały kontakt z moim Wyższym Ja. Dzięki niemu mam moc czynienia, otrzymywania i osiągania wszyst­kiego, co dobre i pożyteczne! Zajmuję się tylko tym, co dobre i po­trzebne. Z dnia na dzień coraz lepiej uświadamiam sobie swoje zdro­wie, oraz doskonałość. Rozwijam się i pociągam za sobą wszystkich, którzy mnie otaczają!

Naturalnym stanem człowieka jest: zdrowie, młodość, radość, szczęście, miłość, swoboda, niewinność, harmonia, piękno, aktywność i dostatek. Na wszystko to zasługuję. Wszystko to otrzymuję. Wszyst­ko to chcę dawać i daję innym. W moim raju jest miejsce dla kobiety (mężczyzny), o jakiej marzę, w pełni harmonizującej ze mną. Jestem gotów szybko reagować i dostosowywać się do zachodzących w moim życiu zmian.

Wszechświat jest nieskończenie bogaty, a ja uczestniczę w tym bogactwie przez otrzymywanie, powiększanie go i przekazywanie innym. Oczekuję wyników moich afirmacji jak najkorzystniejszych dla mnie i dla bliskich mi osób, a co do sposobów i czasu ich realizacji, w pełni zdaję się na mądrość i potęgę nadświadomości. Po wyjściu z relaksu będę czuł się znakomicie fizycznie i psychicznie, i będę gotów do przyjęcia darów wynikających z modlitwy (afirmacji).

Dekret zaczerpnięty z książki Leszka Żądło
Znalazłem też taką afirmację:

Urodziłem się aby odnosić sukcesy, boska nieskończoność znajdująca się we mnie nigdy mnie nie zawodzi.
Boskie prawa i boski ład panują w moim życiu.
Boski spokój przepełnia mój umysł. Boska miłość przenika moją duszę.

Na wszystkich drogach prowadzi mnie nieskończona inteligencja, która jest we mnie napływają teraz do mnie bez przeszkód strumienie boskiego bogactwa.

Powodzi mi się bardzo dobrze rozwijam się wzbogacam duchowo, finansowo i pod każdym względem. Wiem, że prawdy te wnikają w moją podświadomość wzrastają i urzeczywistniają się w moim życiu.



sobota, 3 maja 2008

3 maj


Notka świąteczna ;)
Zabawy z aparetem, poruszone a jakie fajne ;)

piątek, 2 maja 2008

7 zasad huny

1. IKE - świat jest taki, jaki myślisz, że jest.

Jeśli myślisz ze coś jest trudne lub niemożliwe świat takim to dla Ciebie stwarza, jeśli uważasz, że możesz osiągnąć coś z łatwością, i nie masz nierozpoznanych systemów blokujących, tak właśnie jest.

porada: Myśl pozytywnie w kategoriach w jakich już teraz chciałbyś widzieć swoje życie. Przyjmij wewnętrzną postawę jakbyś już miał to czego chcesz.

2. KALA - nie ma żadnych ograniczeń

To co nas ogranicza jest wytworem naszego umysłu, naszych świadomych bądź podświadomych programów. Nie ma rzeczy niemożliwych, inaczej nadal żylibyśmy w jaskiniach, gdyż Ci co tworzyli postęp robili coś co teoretycznie było nie możliwe.

porada: stwarzaj jeszcze bardziej pozytywne myśli i oczekiwania wobec siebie innych i świata

3. MAKIA - Energia podąża za uwagą

To na czym się skupiasz wzrasta, światu jest obojętne czy to na czym sie skupiasz jest dobre dla Ciebie czy nie. Jeśli chcesz gdzieś dojechać, to zawsze znajdziesz drogę by tam dotrzeć.

porada: koncentruj się na rozwiązaniach nie na problemach, skupiaj się na celu nie rozpraszaj uwagi rzeczami nieistotnymi

4. MANAWA - moment mocy jest teraz

Wszystko co robisz robisz Teraz. Teraz masz moc by pokierować swoim życiem.
To co Teraz siejesz zbierasz. Świat dzieje się Teraz. Teraz wpływasz na wizję swojego świata.

porada: Co masz zrobić jutro zrób dzisiaj, jeśli uważasz, że możesz komuś coś wyjaśnić, pomóc, wybaczyć, zrób to teraz.

5. ALOHA - miłość jest po to, by przynosiła szczęściem

Miłość jest w nas. Miłość nie jest za coś. Miłość jest darem.

porada: Kochaj to co robisz, rób to co kochasz. Kochaj bezwarunkowo.

6. MANA - cała moc pochodzi z naszego wnętrza

Wszystko czego potrzeba to wewnętrzna moc, wiara, cel do którego zmierzasz. Znajdując moc w sobie możesz wesprzeć innych by pomogli Ci w Twoim działaniu lub wesprzeć kogoś w jego działaniu.

porada: Postrzegaj ludzi, Świat i Ducha, jako przyjazne siły wspierające cię w tym, co robisz lub zamierzasz zrobić.

7. PONO - Skuteczność jest miarą prawdy

Jeżeli dane metody, doprowadziły do rezultatów można je uznać za prawdziwe, jednak nie wszystkie metody muszą być skuteczne dla wszystkich.
Jeżeli to co robisz jest skuteczne rób to dalej, jeżeli coś działa korzystaj z tego, jeśli coś nie przynosi rezultatów, znajdź inny sposób.

porada: upewniaj się w słuszności swoich działań i celu, sprawdzaj czy to co robisz przynosi rezultaty, jeżeli nie zmień je.


czwartek, 1 maja 2008

Ja i Ja

czyli My...
W życiu każdego z nas przypada okres, że któreś "Ja" jest bliższe naszemu "Ja". Dochodzi do połączenia i przez pewien okres czasu jesteśmy "MY". Każde "Ja" jednak ma swoje korzenie doświadczenia, sposób postrzegania świata, własną tradycje, sposoby reagowania na dane sytuacje.
W początkowym okresie znajomości "MY" cieszymy się, że ze sobą jesteśmy i jest to wspaniały cudowny okres radości, gdyż "Ja" które spotkaliśmy jest takie wspaniałe i cudowne. I podświadomie wady czy niepożądane zachowania naszego ukochanego "Ja" są przez nasze "Ja" ignorowane lub zamieniane na pozytywne wrażenia.
Ale wcześniej czy później zdarzają się zgrzyty, wynikające z innego pojmowania zachowań czy przyzwyczajeń lub zauważenia tego, że to co do tej pory było cudownie fajne w drugim "Ja" już zaczyna być irytujące i zaczyna naszemu "Ja" przeszkadzać.
Często też bywa tak, że mamy pretensje o coś do naszej ukochanej osoby bo uważamy, jak nasze "Ja" ma pewien schemat zachowań, to powinien on być znany i przestrzegany przez wszystkich.
Natomiast schematy naszego ukochanego "Ja" mogą być zupełnie odmienne, a ogólne zachowania znane dla np regionu czy świata nie znane lub nie przywiązuje wagi do danej sprawy.
Dlatego zanim pomyślimy, że nasze kochane "Ja" chce nas obrazić, i zrobiło coś żeby nas zawstydzić porozmawiajmy najpierw, czy jego zachowanie było celowe i czemu się tak zachował.
Bo może tylko nie znało zasad panujących w środowisku albo ma zupełnie inne podejście do sprawy.
A co gdy coś jest robione na złość, albo zachowanie się powtarza? Rozmawiać i stosować środki wychowawcze jak do dziecka, karczemne awantury raczej nic nie zmieniają, bo zmiana czyjegoś nawyku, który jest odbierany jako niepożądany to proces, czasem dłuższy czasem krótszy w zależności od zatwardziałości obiektu zmiany ;)

Podsumowujac jeżeli są konflikty między dwoma "Ja" trzeba rozmawiać na ich temat, i przedstawiać swój punkt widzenia, oraz postarać się zrozumieć ten drugi punkt.
Następnie przejść do kompromisu lub procesu wychowawczego ;)

Rozmawiajmy by zrozumieć swoją postawę jak i postawę innych.
Rozmowa to dobry sposób by żyło się lepiej.

środa, 30 kwietnia 2008

czas dalej przemija

jednak nie nadeszła i zaraz minie kolejny miesiąc, bez postu, próbowałem coś napisać ale ogólnie jak poprzednio miałem jakiś plan i koncepcje oraz słowa przychodziły mi z łatwością, tak teraz mam kilka zaczętych postów i nie mam jakoś koncepcji co chciałbym przekazać. Pomyślałem, że najlepiej było by skasować wszystko i zacząć od nowa. Ale to poroniony pomysł, dlatego w najbliższym czasie dziś albo jutro przeczytam swoją twórczość i powrócę do głównego nurtu swoich przekazu.
Także od 1 maja nowy sezon postowy ;) mam nadzieje, i dołożę wszelkich starań żeby był pełnowartościowy 30 odcinkowy lub chociażby 20 ;).
Pozdrawiam i korzystając z okazji, że post nie ma jakiegoś nurtu przewodniego, życże udanego weekendu majowego.

piątek, 4 kwietnia 2008

czas...

mija czas, czas mija...
a świat pędzi do przodu... minął sobie miesiąc od ostatniego wpisaka, ale co poradzić trzeba jak ten Syzyf wtaczać swój kamień pod górę konsekwentnych zachowań w dążeniu do celu.
To było stylowe rozmycie moich działań, ale się pozbierałem i może znów będę kontynuował, chociaż wolę skupić się na celu skończeniu serwisu.
Więc może wena do pisania dalszego ciągu nadejdzie ;)
Pozdrawiam.

wtorek, 4 marca 2008

Ja i inne Ja...

czyli co o mnie powiedzą...
Ponieważ dla naszego "Ja" jesteśmy wstanie stworzyć dowolną okoliczność opisującą nasze "Ja" jako złe jak i wspaniałe. A do tego inne "Ja" biorące udział w sytuacji jest sobie wyrobić opinie o naszym "Ja" w równie skrajnym zakresie. To czy jest sens dostosowywać się do tego co inne "Ja" sobie o nas pomyślą?
Dla jednych jest to bardzo duży sens, by być "odpowiednio", "poprawnie" postrzeganym przez innych w ramach dziwnych wzorów, nawyków wyniesionych z domu, kościoła, grupy społecznej czegokolwiek innego kształtującego naszą opinię, że coś wypada coś nie wypada, że jak się zachowujemy tak czy siak to jest lepiej lub gorzej. Dla niektórych z nas jest to poważne zadanie by być postrzeganym "jak trzeba" w jak największym gronie.
Taki przykładem w naszym jakże katolickim kraju, jest chodzenie i wysyłanie dzieci do kościoła co niedziele. I nie ważne że dziecko nie ma pojęcia po co tam chodzi, ważne żeby poszło, bo jak nie pójdzie to co sobie ksiądz, sąsiedzi, znajomi o nas pomyślą. Przecież trzeba uchodzić za katolicką rodzinę. Najciekawsze są takie zachowania, rodzin w których rodzice do kościoła nie chodzą, ale dziecko jest lepiej wysyłać, żeby nie miało problemów.
I nie ważne, że osoba chodząca co tydzień sumiennie do kościoła, chodzi tylko po to żeby sąsiedzi nie mogli się przyczepić i powiedzieć, że nie chodzi. Niektórzy chodzą tylko po to by pokazać, że chodzą i jak są ubrani. Ale jakby mniejsza o to.
Inni z nas przestrzegają norm społecznych czy wzorców zachowania i nie przejmują się reakcją innych, po prostu zachowują się tak jak się nauczyli lub uważają, że jest dobrze dla nich jak i dla innych.
Kolejna grupa nas nie stosuje się do norm społecznych lub ich nie zna dlatego im wszystko jedno czy to co robią szkodzi, przeszkadza, pomaga, śmieszy, denerwuje innych, są sobą niezważając na nic.
Chyba ostatnią grupą są tacy z nas którzy chcą koniecznie udowodnić, że robienie na przeciw wszystkim i wszystkiemu jest najlepsze i trzeba to udowodnić każdemu.

Nasze "Ja" żyje w pewnym otoczeniu, które ma określone schematy zachowań. Pewne z tych zachowań są powszechnie znane, inne są znane tylko w pewnych kręgach.
Chodzenie nago po ulicy, jest ogólnie uważane za nie przyzwoite i nie powołane i większość z nas tego nie robi, w obawie przed tym "co inni powiedzą", że będą się śmiać wytykać palcami itp.
Pozostawianie po sobie śmietnika jest też nie przyzwoite i nie powołane, ale tu już jest gorzej, bo niektórzy śmiecą po to żeby się wykazać dobrocią dla innych. Bo jak śmiecą to ktoś będzie miał pracę, żeby po nich posprzątać, (jak by nie mógł w zamian czegoś stworzyć np)
Każde "Ja" ma swoją świadomość moralną i zachowuje się w zgodzie z tą moralnością.
Moralność może być określana przez to "co ludzie powiedzą" wtedy jakby nie mamy własnego zdania czy to co robimy jest dobre dla nas i dla innych. Najlepiej sie dostosować i być "w porządku".
Kiedy wiemy, że nasze ubranie, zachowanie jest dobre dla nas i nie powinno nikomu przeszkadzać. tworzymy własną świadomą odrębność naszego "Ja". Wiemy wtedy, iż jesteśmy właśnie tacy i takimi chcemy być, niezależnie czy to się komuś podoba czy nie.
Bo jeżeli nasze "Ja" jest kobietą, chce pójść na dyskotekę, w stroju wyzywającym i tańczyć tak jak chce tańczyć. To znajdzie się ktoś kto pomyśli/powie, że się dobrze bawi i świetnie wygląda, są i tacy co pomyślą, że zachowuje się jak "dziwka".
Czy tańcząc na ulicy, część obserwatorów pomyśli że dziwak inna część ,że wariat inna część, że radosny człowiek przepełniony szczęściem. A jak jest wie tylko osoba która tańczy i w sumie tylko ona.
Co zrobić gdy jest to źle odbierane? Najczęściej jest źle odbierane przez osoby które albo mają bardzo utwardzone swoje przekonania, że czegoś nie wypada, albo osoby, który nie mają na tyle odwagi by zrobić to samo. Innym powodem może być dobro tego "Ja", które chce zrobić coś głupiego i nie docierają do niego konsekwencje.

Bywa i tak, że zewnętrznie stwarzamy pozory zgody i dostosowania, a jak większość nie widzi robimy to czego "nie wypada".

Więc czy warto przejmować się tym co powiedzą inni? Jeżeli mają obawy o nasze zdrowie myślę, że tak, warto zapoznać się z ich opinią i ją rozważyć. W innym wypadku i tak znajdą się osoby, które nas zbesztają i osoby które będą podziwiać nasze zachowanie, czy odwagę.
W sumie gdyby ludzie zachowywali się cały czas tak samo i nie łamali pewnych schematów, to chyba nadal bylibyśmy w jaskiniach.

Dla mnie dobrą zasadą jest:
Bądź sobą, ale miej na uwadze dobro swoje jak i innych.

sobota, 1 marca 2008

Ja...

czyli kim lub czym jestem...
Chciałem napisać o relacjach ale wchodząc na blog alutki dostrzegłem temat "kim jestem" i jak wiele tematów, ten wydał mi się właściwszym aby zacząć od określenia "kim jestem" zanim przejdę dalej.
Co to za twór który można nazwać "Ja"?
Na "Ja" można złożyć wiele różnych elementów, takich jak:
  • imię i nazwisko
  • płeć
  • narodowość
  • wiek
  • ciało i jego wygląd a w tym:
    • wzrost
    • waga
    • kolor:
      • oczu
      • skóry
      • włosów
    • kształt:
      • stóp, podudzi i ud
      • pośladków
      • narządów
      • brzucha
      • pleców
      • klatki piersiowej
      • dłoni, ramion i przedramion
      • głowy
      • oczu
      • nosa
      • uszu
  • przynależność do grupy osób (rodziny, środowiska)
  • określenie przez normy
  • poglądy
  • emocje
  • postrzeganie świata
  • wierzenia
  • sposób ubierania
  • zachowanie
  • doświadczenie
  • zainteresowania
A także pewnie wiele innych elementów, które można powiedzieć, że nas określają.
Możemy powiedzieć albo dowiedzieć się, że nasze "Ja" jest takie czy inne porównując je z innymi "Ja". A co jeśli, każde "Ja" wyglądało by tak samo? Na szczęście dla jednych, na nieszczęście dla innych każde "Ja" jest różne i chociaż czasem może wyglądać podobnie, zawsze ma chociażby inne doświadczenia, inny punkt widzenia.
Poprzez to, iż mamy punkt odniesienia, możemy powiedzieć, że jesteśmy tacy czy tacy, grubi lub chudzi, wysocy lub niski, piękni lub brzydcy, mądrzy bądź słabo rozgarnięci, pracowici bądź leniwi, spokojni lub zdenerwowani itd. Możemy też stwierdzić jacy nie jesteśmy.
Ponieważ świat to nieograniczony zbiór możliwości dzięki któremu możemy doświadczyć naszego piękna jak i brzydoty, mądrości jak i pustki, pracowitości jak i lenistwa, lepszego jak i gorszego samopoczucia, siły i słabości, zdenerwowania i spokoju, cierpliwości i niecierpliwości itd.
Wszystko jest względne i relatywne.
Dzięki tej względności, nie można określić co jest w naszym odczuciu lepsze. Nasuwa się sugestia, że lepiej być pięknym, bogatym, mądrym, pracowitym, inteligentnym itp. Ogólnie, pewnie lepiej.
Ale są sytuacje w których lepiej, być brzydkim, szarym i leniwym.
Dla adoratora(rki) lepiej być pięknym i atrakcyjnym, dla napastnika lepiej być brzydkim i nieatrakcyjnym. Lepiej być pracowitym, by dobrze wywiązywać się ze swojej pracy, ale również lepiej być leniwym by pewnych prac nie dostać. Bycie leniwym jest lepsze gdy dzięki temu potrafimy coś usprawnić w naszej pracy czy działaniu. Lepiej być odważnym, i uratować komuś życie, a i lepiej być tchórzem i nie pchać się w niebezpieczne sytuacje.
Jest wiele sytuacji, które określają nasze "Ja" w każdym możliwym aspekcie. Do tego dla każdego z uczestników danej sytuacji aspekt może być różny. Dodatkowo w czasie punkt widzenia może się zmienić.
To co nas określa, nie jest trwałe i jednoznaczne. Można powiedzieć, że jesteśmy i nie jesteśmy tym co nas opisuje. Jeśli by zebrać wszystkie możliwe opisy i nasze odczucia w stosunku do siebie oraz innych, jak i opisy i odczucia otoczenia w stosunku do nas w jeden punkt czasu i przestrzeni, to uzyskalibyśmy wszelki zbiór wszystkich możliwych kombinacji określających nasze "Ja".
Czym zatem jest nasze "Ja", jeżeli jest wszystkim co nas może określić?
Aby móc określić czym jesteśmy lub nie nasze "Ja" zostało obdarzone świadomością oraz możliwością podejmowania decyzji. Dzięki świadomości możemy stwierdzić jakie aktualnie określenie pasuje do naszego "Ja" w danej sytuacji. Dzięki świadomości i zmianie decyzji możemy też przypisać i spowodować inny sposób bycia czy postrzegania naszego "Ja" przez siebie jak i przez innych w danej sytuacji.
W większości przypadków, nasze zachowanie nie jest analizowane i jest zachowaniem podświadomym, które jest określone doświadczeniem z poprzednich sytuacji.

Przykład: Nasze "Ja" jest kierowcą samochodu. Samochód łapie kapcia. Zatrzymujemy się w środku niczego. Załóżmy, że nasze "Ja" nie miało okazji zmieniać koła, dlatego w pierwszym odruchu, będzie szukać pomocy kogoś kto ma większe doświadczenie, do tego może się zdenerwować bo właśnie śpieszy się na spotkanie, a tu takie nieszczęście. Takie zachowanie w stylu, jest zachowaniem podświadomym. W momencie kiedy nasze "Ja" włącza świadomość zaczyna oceniać sytuację. Wtedy następuje decyzja czy pozostajemy "Ja" czekającym na wsparcie i denerwującym się, czy "Ja" które potrafi zaradzić i poradzić sobie z sytuacją.

Wynika z tego, że nasze "Ja" może być twórcą. Zasadniczo jest twórcą siebie, tylko robi to świadomie, bądź nie, pozostając obserwatorem. Skoro może stwarzać i określać siebie na miliony różnych sposobów w tej samej sytuacji, to musi być czymś naprawdę niezwykłym i potężnym. Ale nasze "Ja" nie jest jedynym "Ja" na świecie. Ponieważ inne "Ja", mają z reguły takie same możliwości określania siebie, nasze "Ja" jest częścią czegoś większego.
Czego? Pozostawiam tymczasem do własnej refleksji.

})i({ Bądź Cudowności Cudem })i({,
zlepkiem Atomów o Nieskończonych możliwościach

piątek, 29 lutego 2008

Informatycznie z dnia.

Taka uwaga dla osób sprzedających dyski twarde osobno lub z komputerem czy laptopem.
Dzisiaj dostałem zakupiony używany dysk. I tak w celach sprawdzenia, postanowiłem sprawdzić czy się da odzyskać dane z dysku po sformatowaniu i zmianie partycji na jedną.
Otóż po analizie spokojnie dało się odzyskać wszystkie dane.
Zalecenie...
zanim sprzedaż swój dysk:
  • skasuj wszystkie dane
  • wypełnij dysk danymi nic nie znaczącymi (np. jakimś wielkim plikiem, plikiem tekstowym typu "jdfiuhnfsui huybx2 ", jakimś ogólno dostępnymi plikami, tworząc kopie pliku albo podkatalogi) (im większy dysk tym większy problem ;) do wypełnienia)
  • po wypełnieniu dysku przeprowadź defragmentacje dysku
  • wykonaj pełne formatowanie dysku.
  • można jeszcze zmienić format na pojedyncze partycje i przeprowadzić kolejne formatowanie
Po co to? teoretycznie po nic, bo jeżeli dysk trafi do kogoś nie mającego pojęcia o odzyskaniu danych albo do osoby która tego nie zrobi np z przyczyn etycznych. Gra jest jednak warta świeczki, bo jak dane trafią do osoby która ma pojecie jak odzyskać dane i co z nimi może zrobić, to możemy mieć przegląd maili, konta bankowego. wszelkich pozostawiony i trzymanych kont i haseł.
Można też skorzystać z programów teoretycznie czyszczących skutecznie dysk. Ale nie badałem tych programów, więc nie wiem jaka jest ich skuteczność.

Kamyk wdzięczności...

czyli przypominacz...
Pomysł wzięty z filmu "the Secret".
Znajdujemy sobie kamyk, mały śliczny taki, że wiemy iż pasuje on do nas. Tak intuicyjnie wystarczy patrzymy trzymamy w dłoni i wiemy "ten".
Do czego taki kamyk?
Kamyk służy do tego żeby nosić go w kieszeni, lub w miejscu w takim z którego będziemy go wyjmować i mieć z nim kontakt co jakiś czas. Nie wiem czy torebka sie nadaje, bo nie mam doświadczeń w kwestii ale jak będziemy pamiętać żeby go wyjąć i położyć np.: na biurku, stoliku nocnym itp.
Kamyk jak wskazuje nazwa ma pomagać w utrwalaniu odruchu wdzięczności.
Jak stosować kamyk.
Rano wkładamy kamyk do naszej kieszeni torebki lub tego z czym się będziemy szlajać po okolicy.
Wieczorem wykładamy kamyk na szafkę, biurko lub gdziekolwiek.
Po co tak wkładać i wykładać?
To, że wkładamy i wykładamy daje nam okazje do tego by mieć kontakt z kamykiem minimum 2 razy dziennie. Za każdym razem kiedy mamy kontakt z kamykiem, sięgając do kieszeni lub torebki myślimy sobie za co jesteśmy wdzięczni, za co dziękujemy.
I tak np. wyjmując kamyk wieczorem rozważamy i czujemy wdzięczność za to co przydarzyło nam się w ciągu dnia. Wkładając kamyk rano odczuwamy wdzięczność np za to że: jesteśmy, jest piękna pogoda, mamy ciepła wodę, pyszne śniadanie, zdrowie nasze i naszej rodzinny lub poprawę zdrowia, prace. Za wszelkie radości i wyzwania.
No ale może się zdarzyć iż sięgając po do naszego przechowywacza kamyka w ciągu dnia mamy z nim kontakt, wtedy też odczuwamy wdzięczność, nawet jeśli jesteśmy wzburzeni czy się śpieszymy. Chwilka wdzięczności za piękny dzień lub za siły i szybkość którą musimy się wykazać by sprostać wymaganiom dnia, za mały sukces np w dotarciu na miejsce.
Oczywiście każdy ma swoje podziękowania i jest to kwestia indywidualna, grunt w tym żeby podążać i dziękować za dobre rzeczy a nie np za to, że komuś się coś nie udało. Jeżeli będziemy ćwiczyć wdzięczność z dobrymi intencjami, z zasady "energia podąża za uwagą" zaczniemy dostrzegać więcej dobrego w okół siebie.

poniedziałek, 25 lutego 2008

Planowanie...

czyli włóż najpierw duże kamienie...
Zacytuje powszechną historię, opisującą to zjawisko, która w zupełności odzwierciedla jak budować swoje cele.


Pewnego dnia stary profesor został zaangażowany, aby przeprowadzić kurs dla grupy dwunastu szefów wielkich koncernów amerykańskich na temat skutecznego planowania czasu. Kurs ten był jednym z pięciu modułów przewidzianych na dzień szkolenia. Stary profesor miał więc do dyspozycji tylko jedną godzinę, by wyłożyć swój przedmiot.
Stojąc przed tą elitarną grupą (która gotowa była zanotować wszystko, czego ekspert będzie nauczał), stary profesor popatrzył powoli na każdego z osobna, następnie powiedział: "Przeprowadzimy doświadczenie". Spod biurka, które go oddzielało od studentów, wyjął wielki dzban (o pojemności 4 litrów), który postawił delikatnie przed sobą. Następnie wyjął około dwunastu kamieni wielkości piłki do tenisa i delikatnie włożył je kolejno do dzbana. Gdy dzban był wypełniony po brzegi i niemożliwe było dorzucenie jeszcze jednego kamienia, podniósł wzrok na swoich studentów i zapytał:
„Czy dzban jest pełen?" Wszyscy odpowiedzieli: "Tak".
Poczekał kilka sekund i dodał: "Na pewno?". Następnie pochylił się znowu i wyjął spod biurka naczynie wypełnione żwirem. Delikatnie wysypał żwir na kamienie, po czym potrząsnął lekko dzbanem. Żwir zajął miejsce miedzy kamieniami... aż do dna dzbana. Stary profesor znów podniósł wzrok na audytorium i zapytał: "Czy dzban jest pełen?" Tym razem świetni studenci zaczęli rozumieć.
Jeden z nich odpowiedział: "Prawdopodobnie nie".
"Dobrze" odpowiedział stary profesor.
Pochylił się jeszcze raz i wyjął spod biurka naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń miedzy kamieniami i żwirem. Jeszcze raz zapytał: "Czy dzban jest pełen?" Tym razem, bez zająknienia, świetni studenci odpowiedzieli chórem: "Nie".
"Dobrze" odpowiedział stary profesor.
I tak, jak się spodziewali, wziął butelkę wody, która stała na biurku i wypełnił dzban aż po brzegi. Stary profesor podniósł wzrok na grupę studentów i zapytał: "Jaką wielką prawdę ukazuje nam to doświadczenie?"
Niegłupi, najbardziej odważny z uczniów, odpowiedział: "To pokazuje, że nawet jeśli nasz kalendarz jest całkiem zapełniony, jeśli naprawdę chcemy, możemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia".
"Nie" odpowiedział stary profesor - "Nie o to chodziło".
"Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie, jest następująca: Jeśli nie włożymy kamieni jako pierwszych do dzbana, później nie będzie to możliwe!".
Zapanowało głębokie milczenie, studenci uświadomili sobie oczywistość tego stwierdzenia. Stary profesor zapytał:
"Co stanowi kamienie w waszym życiu? Wasze zdrowie? Wasza rodzina? Przyjaciele? Zrealizowanie marzeń? Robienie tego, co jest waszą pasją? Nauka? Odpoczynek? Czas? Albo jeszcze coś innego? Należy zapamiętać, że najważniejsze jest włożyć swoje KAMIENIE jako pierwsze do dzbana, w przeciwnym wypadku ryzykujemy przegrać... własne życie. Jeśli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy życie drobiazgami i nie będziemy mieć wystarczająco dużo cennego czasu, by poświęcić go na ważne elementy życia. Zatem nie zapomnijcie zadać sobie pytania: "Co stanowi kamienie w moim życiu?" Następnie, włóżcie je na początku do waszego dzbana (życia)" Przyjacielskim gestem dłoni stary profesor pozdrowił studentów i powoli opuścił salę...

niedziela, 24 lutego 2008

Konsekwencja...

czyli ćwiczenie czyni mistrza...
Łatwo powiedzieć gorzej zrobić zwłaszcza jeśli nasze uzależnienie od naszego "dobrego" stanu jest na tyle silne, że przełamanie go wymaga wielu dni, konsekwentnego podejmowania decyzji.
I chociaż mamy nasze wspaniałe cele i marzenia, bez konsekwentnego działania i pilnowania naszego kierunku wszystko to się rozjedzie. Najpierw jakoś tak wyjdzie, że zamiast zrobić, to co przybliża nas do naszego celu znajdziemy sobie coś innego. Obejrzymy film, spotkamy się ze znajomymi, przeczytamy książkę, cokolwiek co zajmie nam czas tak aby można było się wykręcić.
Bo już trzeba iść spać, bo jeszcze trzeba zrobić coś ważnego do pracy, albo z kimś porozmawiać.
Jakoś tak wychodzi, że przy konsekwencji przez ostatni tydzień, dwa, albo nawet trzy przychodzi dzień takiego rozmycia. Tak czy inaczej nasza konsekwencja zostaje poddana próbie. I to nie jest jedyna próba do powrotu do starego "dobrego". Jeden raz nasze działanie konsekwentne się rozmyje. Następnie albo już to wystarczy albo podejmiemy kolejne konsekwentne działania.
Najczęściej zaraz po pierwszym rozmyciu po kilku dniach przychodzi następne, a później kolejne.
Dochodzi do tego, że nasz cel się rozmywa mimo, że wykonujemy wiele niepotrzebnych i ogólnie marnujących czas, chociaż najczęściej przyjemnych dla nas czynności. Jedyny stan w którym robimy coś co nas absorbuje, a zasadniczo nie przynosi jakiegoś efektu typu poszerzenie wiedzy w znacznym stopniu jest tak zwane zamkniecie w astralu. Jest to jakby taki trans, stan w którym się w pełni się skupiamy na tym co robimy. To jest przeważnie kolejny etap na zniwelowanie obranego przez nas kierunku. Popadamy w taki letarg umysłowy. I zamiast poświęcić, te kilka chwil na podbudowanie naszej wizji na doładowanie naszego projektora energią albo przećwiczenie tego co chcemy udoskonalić, zatapiamy się w nic nie wnoszących dla nas czynnościach.
Przychodzi mi taki przykład, iż zmiana i konsekwentne dążenie w danym kierunku jest jak u alkoholika zerwanie z nałogiem. Kiedy alkoholik czy palacz zrywa z nałogiem i chce to zrobić skutecznie, to wie, że jeśli pozwoli sobie na mały kieliszek, dwa dymki to szybko wróci do tego co było. Najpierw będzie piwko, papierosek tak dla towarzystwa, a później dwa piwka wódeczka, papierosek dla towarzystwa częściej itd. Po kilku tygodniach albo szybciej powrót do tego co było.
Naszym uzależnieniem jest nasze "dobre" życie. I chcąc zmienić kierunek naszego widzenia siebie czy sposobu działania, sposobu widzenia i postrzegania świata w pewien sposób zrywamy z naszym "dobrym" nałogiem. Lata przyzwyczajeń i postrzegania świata są tak ukorzenione, iż wyrwanie ich wymaga, wielkiego skupienia i odpowiedzialności za to co chcemy osiągnąć, za podążanie w zadanym kierunku.

Właśnie przyszła mi taka myśl aby w widocznym miejscu najlepiej obok naszej tablicy albo na niej zadać sobie pytania.
Czy zrobiliśmy to (to co sobie zaplanowaliśmy robić, w celu osiągnięcia naszego celu)?
Jeśli nie, zrób to TERAZ.
Czy pomyślałeś(aś) o sobie (w sposób w jaki chcesz o sobie myśleć)?
Jeśli nie, zrób to TERAZ.
Czy pomyślałeś o swojej rodzinie przyjaciołach, bliskiej osobie w miły sposób?
Jeśli nie, zrób to TERAZ.
itd.
Odpowiedź na kolejne pytania wtedy kiedy je zobaczysz. I jeżeli nie planujesz sobie codziennego kopania ogródka albo prac, które wymagają specyficznych warunków jak ciepły dzień czy tym podobnych. A właśnie owe warunki są nie sprzyjące zróbmy to co możemy zrobić np. zaplanujmy kolejne działania przygotujmy narzędzia itp.

Jeżeli nie pomyśleliśmy o czym pomyślmy TERAZ. Kilka myśli nie zawali nam planu dnia.

Odpowiedź powinna być uczciwa jeśli chcemy mieć podstawę do tego aby uważać nasze słowo za ważne i mieć szacunek dla samych siebie. Jak inni mają nas szanować i liczyć na nasze zdanie, jeśli sami sobie nie możemy zawierzyć. Co prawda lepiej jest zrobić i być konsekwentnym w swoim działaniu dla kogoś innego niż dla samych siebie. Ale to my jesteśmy najważniejsi dla siebie.

Czy pomyślałaś(eś) o sobie, że jesteś wspaniałą cudowną osobą? Zrób to TERAZ.
Czy pomyślałaś(eś) o dziś, że kochasz siebie? Zrób to TERAZ.
Czy podziękowałaś(eś) sobie, za jesteś? Zrób to TERAZ.

czwartek, 21 lutego 2008

Chciała bym, ale boję się...

czyli uzależnienie czy siła nieznanego...
Na początku był chaos.... (cytując filozofów)
Zacznijmy od początku... gdy byliśmy w łonie naszej mamy. w którymś dniu uzyskujemy świadomość chociaż niewielu z nas to pamięta, jeśli w ogóle można powiedzieć, że mamy świadomość. Ale niektórzy dowodzą, że można mieć skrzywienia w związku z życiem płodowym. Korzystając z filmu "I kto to mówi", można powiedzieć, że życie bajka rośniemy sobie w ciepełku, papu samo przychodzi, miło przytulnie sympatycznie. Słyszymy głosy i przyzwyczajamy się do naszego błogosławionego stanu.
Cześć (jeśli mamy już świadomość) wierzy w życie poza tym wspaniałym światem dla innych to po prostu nie do pomyślenia, że może być inny świat ;). Innymi słowy jedni czekają aż wyjdą, inni chcieli by zostać w miejscu, w którym im tak dobrze.
No ale chcąc niechcąc albo wypychamy się sami albo nam pomagają zobaczyć ten inny świat.
Dla jednych trauma dla innych wyzwanie. Co prawda zimno jasno i biją. Ale sie nawrzeszczymy, nawrzeszczymy i w końcu zaakceptujemy naszą nową rzeczywistość.
Mówią, ze Ci co sami wyszli są bardziej ciekawi świata i bardziej waleczni ;) To tak jak z tą larwą motyla, której jak sie przetnie kokon to już nie będzie miała na tyle silnych skrzydełek (naturalnie rozrywając go), że nie da rady się nauczyć latać.
No, ale jakby mniejsza o motyle, one żyją tylko kilka dni albo mniej. Chociaż, nasze życie średnie z 80 lat (to chyba uśrednienie bardzo w górę) ale powiedzmy, że człowiek żyłby 100lat wiek cały. Czy to dużo? Piramidy stoją około 5 tyś, jak nie 10 tyś lat. Po prawdzie, to raczej nie wiedzą ile i są to raczej domniemania. Więc, średnio jak sie nie wyróżnimy np jak Jezus, nie będziemy królem, czy kimś istotnym w historii, to i tak po 1000 lat raczej o nas zapomną, nic nie przetrwa itd.
(pomijam reinkarnacje, chociaż bądź co bądź i tak nikt nie pamięta kim był i co robił)
Wracając, urodziliśmy się, przyswajamy się do otoczenia rośniemy, naszymi mentorami są rodzice, albo podwórko ewentualnie niania, czy ogólnie nieokreślony zespół ludzi. (Chociaż w pewien sposób określony.) Zostajemy ukształtowani uczymy się rozwijamy, pobadamy w jakieś schematy myślowe. W pewnym momencie albo sami dostrzegamy, że w gniazdku nam nie za dobrze, albo np poprzez studia, czy inne przypadki losowe, wiemy, że takie życie nam nie pasuje. I zmieniamy je idziemy na studia, podejmujemy prace, wyjeżdżamy za granicę. Później się ustatkujemy.
We wszystkich etapach życia, uzależniamy się od czegoś.
Od ludzi, od głównych myśli w rodzinie na dany temat, od zwierzchnictwa kogoś w rodzinie, od typu znajomych od używek, od telewizora, komputera, komórki, od biegania, od aktywności, od danego sposobu na życie.
Wszystko jest OK jeżeli w tych schematach odnajdujemy swój sens i czujemy się zrealizowani.
Przeważnie jest tak, że dzieci praca dom czyli troski dnia codziennego.
Mamy pracę, wpadamy w schemat, mam pracę to super... (co z tego ze skończyłem prawo, architekturę, cokolwiek) mam pracę zarabiam marne grosze... jest super. Mam prace.
Rodzina i szkoła, studia przeważnie przyjmują tryb skończysz studia pójdziesz do pracy. Co prawda może się tego nie odczuwa, ale na to jest ogólne nastawienie.
Tyle że często wybiera się studia z mody, albo dlatego że na lepsze byli inni bardziej chętni.
W każdym razie. Nawet jeśli ktoś, zarabia grubą kasę niekoniecznie musi czuć się zrealizowany. A Ci co wiążą koniec z końcem na ledwo wiążące się supełki.
Przecież gdyby w szkole uczyli przystosowania do życia (niby teraz taki kierunek), mądrości finansowej, sposobów wykorzystania i pomnażania kapitału. W wieku 35 lat każdy powinien mieć wystarczającą ilość środków na dostanie życie, nie mówiąc o tym, że pomnożenie po przodkach by już wystarczało. Ale mamy lud jaki mamy który potrafi zarobić miliardy w krótkim czasie jak i miliardy stracić.
Mamy, więc prace, rodzinę, co część osób zamyka, że jak już mają jaką mają to powinni się cieszyć ze w ogóle mają... Z biegiem lat się przyzwyczajajmy utrwalając w swoich komórkach właśnie takie wzorce energetyczne. I nawet jak pomyślimy że moglibyśmy coś zmienić, to nawet jeśli zmienimy, to na podobne. Ponieważ siła naszego przyzwyczajenia jest tak wielka, że ciągnie nas do naszego dobrego przyzwyczajenia. Bo było jak było ale było dobrze. Jeśli zmienimy diametralnie, naszą prace nasze nastawienie, to i tak trzeba użyć dużej siły woli i mądrości, aby nie wrócić do tego co było.
Zwykli ludzie wygrywają w totolotka wielkie sumy. I bywa to dla nich przekleństwo.
Po pierwsze nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić, bo już nie muszą żyć jak dotychczas.
Po drugie podnoszą swój standard życia, najczęściej nie inwestując albo nie lokując kapitału, który byłby zabezpieczeniem na przyszłość.
Wiele osób, które zdobyły swoje fortuny w ciągu 10 lat stawali się biedniejsi niż zanim je zdobyli. Siła przyzwyczajenia, do tego brak wewnętrznego przystosowania do zmiany, powoduje powrót do tego co było. Bo to znamy było jak było, ale było dobrze...

Inny przykład:
Była sobie babcia, babcia była schorowana już od jakiegoś czasu, rodzina się nią opiekowała itd. sprowadzono szamanów, żeby ją uleczyli. Po wizycie szamanów babcia po kilku dniach zaczęła chodzić, rozmawiać cieszyć się życiem. Przez jakiś czas nikt nic od babci nie chciał, więc było wszystko w porządku. Ale po dwóch tygodniach jak domownicy zobaczyli, że babcia dobrze się czuje, zaczęli prosić babcię, żeby zrobiła to czy tamto. Nie minęły kolejne 2 tygodnia babcia była chora. znów zwracano na nią uwagę, opiekować się itd.
Jest to też przykład na manipulację otoczeniem.
I tak jak uzależniamy się od słodyczy, pracy, papierosów komputerów itd...
Tak uzależniamy się od określonego stylu życia, stylu bycia. Niekoniecznie musimy lubić to jakimi jesteśmy, ale np przynosi to efekt więc dobrze być takim. A później jak to mówią "wchodzi to w krew".
Później nie da się żyć bez tego... a żeby to zmienić trzeba nasz krwiobieg dostosować do nowych celów do nowego widzenia siebie.
faktem jest, że da się to zrobić natychmiastowo. Ale aby to osiągnąć potrzebny jest duży impuls zewnętrzny lub wewnętrzny. Może on być przyjemny bądź nie przyjemny. Grunt ,że jest skuteczny.
Uzależnienie buduje też wątpliwości, ale rzucisz to co robisz, to czym się zatruwasz już od tylu lat, zmienisz swój światopogląd, zaczniesz myśleć o sobie inaczej. Czy chcesz zamienić to co może nawet niekoniecznie dobre, ale znane, na to co nieznane i niby niewiadomo czy dobre czy złe.
Jeżeli ktoś jest w toksycznym związku i tra w nim, cierpi ale trwa, ponieważ myśli, że znalazł(a) swoje wiaderko szczęścia, miłości, i że jak z tego zrezygnuje to mu się nikt lepszy nie trafi.

Dlatego jeśli masz swoje marzenia, sięgaj po nie i wprowadzaj je do swojego krwiobiegu, aby pewnego dnia zauważyć. O jestem innym człowiekiem świat w okół mnie jest taki jaki pragnę.

Ty nad poziomy wylatuj

Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga

Łam, czego rozum nie złamie

wtorek, 19 lutego 2008

Kto sieje wiatr zbiera burze...

czyli nie czyń drugiemu (sobie) co tobie nie miłe...
Ponieważ jako człowiek parający się szamanizmem (chociaż... raczej amatorsko) z pojęciem wiedzy, że mogę wpływać na pogodę. Wychodzę to przestaje deszcz padać, chmury się rozstępują nic wielkiego w sumie. Jedynie co to z wiatrem nie umiałem się dogadać. Kiedyś miałem taki dzień, że moje starania nie bardzo odnosiły skutek z wypogodzeniem. Do tego zostałem z lekka szturchnięty ambicjonalnie, bo przecież nikt nie ma wpływu na pogodę. No to powiedziałem sobie w duchu " nie ma?!?, to ja Ci pokażę!!!" Przed powrotem do domu skupiłem się, żeby była burza, taka jakiej tu jeszcze nie widzieli. Następnego dnia okazało się, że zostaliśmy zaproszeni przez rodzinkę w miejsce w którym byłem tyle, że oddalonym o 2 km. Był to 3 dzień po mojej myśli "ja Ci jeszcze pokaże". Piękny letni dzień, pięknie normalnie dzień cudowny. Po godzinie czy dwóch od naszego przyjazdu, zaczęło wiać, przyszły chmury. W pewnym momencie był taki fajny efekt. Chmury ułożyły się tak, że zostało kółeczko na słońce, niczym na błysk lunety snajpera tuż przed oddaniem strzału.
I padł strzał, najpierw zaczęło padać lekkim deszczem niczym wystrzelona seria na postrach przeciwnika. Ponieważ było ciepło było nawet przyjemnie. Ale następnie wiatr wydął swe płuca i powiało chłodniejszym powietrzem do tego tak powiało, że namioty przy przyczepach zaczęło podnosić. Wszyscy nie patrząc na to czy chłód czy deszcz pobiegli trzymać główny namiot pod którym była kuchnia. Było nas tam z 9 osób, każdy trzymał ile miał sił w rękach. Ale wiatr niestrudzenie raz za razem podnosił zapięty i trzymany namiot. Do tego deszcz co rusz zalewał dach namiotu powodując zagrożenie załamania się. Namiot przy innej przyczepie nie wytrzymał naporu wiatru i deszczu. Do tego doszła artyleria z gradu. Zaliczał trafienia raz za razem. A to w czyjeś ręce trzymające rurki namiotu a to w głowy jeżeli ktoś miał blisko do płachty. Po pół godzinnej walce namiot został obroniony. Ale ogólne straty były ogromne. Połamane namioty, u sąsiada nie wytrzymał namiocik i odfrunął na pole, połamała się altanka z drewna. Kilka drzewek nie wytrzymało. Burza była jakiej dawno nikt nie widział.
Co prawda osoba wątpiąca, w moje zdolności nie była świadkiem, ale ja byłem :D
co zasiejesz to zbierzesz...

Można powiedzieć przypadek. Zbieg okoliczności. Niefart losu czy cokolwiek innego.
Możliwe, że to nie tylko moja "zasługa", chociaż Ci co liczyli szkody raczej by mnie zlinczowali ;)
Kto wie, ile osób wsparło mój "projekt", albo ilu wzmocniłem sygnał. tego nikt poza tym co widzi nasz świat w 4 wymiarach lub więcej nie zbada. Trzeba by zapisać wszystkie myśli, emocje, wypowiedzi każdego człowieka w regionie. Ale to jest naruszenie praw wolności człowieka ;)
Wiele z nas uważa, że na to co się dzieje nie mamy wpływu. Jednak czy naprawdę?
Większość naszego ciała jest nowa co kilka miesięcy, a co 3 lata nasze ciało ma nowe wszystkie organy.

Większość naszego ciała to woda.


Japoński naukowiec Masaru Emoto zbadał próbki wody pod mikroskopem. Zamroził je i sprawdzał ich kształt. Woda była poddawana różnym myślą naklejonym na butelki, a następnie zbadana. Więcej o eksperymentach w książce Masaru Emoto "Woda - obraz energii życia".
Efekt:
(znalezione tu)
- Woda destylowana
- Przez Ciebie choruję. Ja Ciebie zabiję.
- Dziękuję
- woda przed modlitwą
- woda po specjalnej modlitwie.

Wnioski...

W sumie te obrazki mówią same za siebie. Nawet kawałek kartki naklejony na butelkę może zmienić kształt strukturalny wody. Jaki więc mamy wpływ, na świat na nas... przecież my to woda, woda która jest pojona codziennymi myślami, ja to jestem taki, ja to jestem taka. Jeżeli ten sam ryż zamknięty w słoiku może sfermentować i mieć miły zapach pod wpływem słowa "dziękuję", a drugi zgnić bo karmi się go myślą np "ty głupcze". To co się staje w nas którzy na co dzień słyszą, od samych siebie albo od innych, że jesteśmy głupi, idiotyczni itp. Niby to takie dziwne powiedzieć kocham siebie, dziękuje że jestem, jestem wspaniałą osobą. Bo niby nie jesteśmy. Ale czy ktoś nam broni być?? I czy warto myśleć o innych źle??? Zwłaszcza jeśli wypływa w nas gniew, czy złość sami karmimy się tym stanem i największą ofiarą takiego stanu jesteśmy głównie my.

Powiedzmy sobie:
kocham siebie, dziękuje że jestem, jestem wspaniałą osobą

poniedziałek, 18 lutego 2008

Energia podąża za uwagą.

czyli to na czym się skupiamy wzmacniamy...
Czasem to o na czym skupiamy naszą uwagę przychodzi w nieoczekiwanym momencie. Czy trzeba wiedzieć aby się coś spełniło? Dobrze jest wiedzieć, ale czasem wystarczy zawierzyć oddać sprawę w inne ręce. Skupić się na danej rzeczy/ sprawie przez chwilę i wzmocnić sygnał oddając sprawę w ręce Boga, Jezusa, Buddy czy świętych. Wystarczy, że wiemy, że dana osoba czy istota ma w naszych oczach autorytet i podświadomie wiemy, że jest na tyle wpływowa lub wszechmocna, że da radę załatwić naszą sprawę. I to czasem wystarcza.
Jednak świat zarządzany przez Boga, jest zaskakująco prosty i czasem tak zaskakująco dowcipny, że nigdy nie wiadomo czego można się po nim spodziewać.
Kilka lat temu byłem u znajomych nad jeziorem. Po coś pojechaliśmy do lokalnego sklepu, wychodząc zobaczyłem ogłoszenie, że zaginął człowiek i rodzina poszukuje go, albo informacji o nim już od pół roku. Niewiele myśląc pomyślałem żeby się odnalazł, oddałem sprawę Bogu i zapomniałem. Po kilku tygodniach, pojechałem nad to samo jezioro tylko w inne miejsce. Dojeżdżamy pod domek, a tu policja, karawan, godzinę wcześniej sąsiadka znalazła ciało poszukiwanego, na brzegu. Człowiek został odnaleziony, niestety martwy. A ja zostałem powiadomiony dość dosadnie, że sprawa została załatwiona.

Bóg czy świat odpowiada najczęściej przez inne osoby albo przez zdarzenia, czasem zwierzęta.
Kiedyś będąc na spacerze, miałem taką chęć uzyskania znaku, że Bóg jest ze mną. Zanim skończyłem swoją przepełnioną oczekiwaniem i nadzieją myśl zwracając głowę ku niebu, poczułem, że coś mi sie majta po nogach. Popatrzyłem pod nogi, a tu na tak zwanej drodze po środku niczego, mizia się kocię po moich nogach i przepojone miłością jest odpowiedzią na mój postulat. (odpowiedź na pytanie: nie zabrałem go do domu ;)
Innym razem chciałem pójść droga o której wiedziałem, że lat temu X była, ale teraz zarosło i nie było jej widać, już robiła się szarówka. Więc utrudniało to rozpoznanie. No ale szedłem sobie z wolna na przeciwko mnie majaczyły jakieś dwie postacie. Pomyślałem fajnie było by znaleźć tą drogę. i poszedłem z wolna dalej nie skupiając sie na rozglądaniu. Po kilku metrach owe osobniki które szły z przeciwka, skręciły z głównej w boczną. No akurat w tą której szukałem.

Świat odpowiada nam innymi ale czasem potrzebuje nas jako odpowiedzi.
Pewnego razu siedząc w domu. Coś mnie tknęło żeby pojechać samochodem na skrzyżowanie wylotowe miasta i tam postać. No ale włączył sie rozsądek, że środek nocy i co ja będę tam robił, poza tym nie ma gdzie stanąć. No ale poszedłem samochód został. Kilka minut poszwendałem sie w pobliżu skrzyżowania. Patrzę a idzie jakiś człowiek w oddali zasuwa jak mały parowozik, niesie kanister, cały czas szedł i w prawie biegu pytał mnie gdzie znajdzie stacje benzynową czynną o tej porze, bo mu benzyny zabrakło kilka kilometrów od miasta. Dołączyłem do niego w jego marszu i tłumaczyłem drogę, co prawda nie byłem pewien czy jest nadal czynna. Chciał też informacje o taksówce no to mu powiedziałem i sie rozeszliśmy. Po chwili mi się przypomniało, że mógłbym wziąć samochód i mu pomóc, ale jak wróciłem na ulicę to już zniknął...
Ów człowiek miał bardzo dużą determinacje i pewność tego że znajdzie paliwo i transport. Ja gdybym posłuchał intuicji mógłbym mu pomóc bardziej, ale trochę rozsądku wzięło górę i pomogłem tylko trochę.
Przypadków można by mnożyć. W każdym życiu człowieka. Czasem trzeba sobie mocno utrwalać daną sprawę czasem wystarczy pomyśleć, i oddać sprawy instancje wyżej.
Większość myśli, że to przypadki, zbiegi okoliczności, szczęście lub nieszczęście. Lecz wszystko jest konsekwencją myśli, niekoniecznie stworzonej niedawno.

To o czym myślimy wzrasta oraz ma odbicie w świecie.

niedziela, 17 lutego 2008

Wiedzieć a wiedzieć...

czyli jak działa soczewka... :)
Świat jaki jest, każdy widzi... tyle, że każdy widzi inaczej. Paradoksalnie my sami raz widzimy świat pięknym, a raz szarym i brzydkim. Dodatkowo dla każdego to samo może wyglądać inaczej w ułamkach sekundy.
Z jednej strony postrzegamy świat poprzez to co widzimy, co nam pokazuje telewizja, co czytamy w gazetach czy z relacji naszych przyjaciół, znajomych, sąsiadów przypadkowych ludzi.
Działamy jak aparat fotograficzny czy kamera, robimy zdjęcie nakręcamy film, dodatkowo filtrujemy te dane poprzez już zdobyte informacje i przekonania jakie mamy mniej lub bardziej ugruntowane w naszym widzeniu świata. W ten sposób dostrajamy się do świata i biernie bierzemy w nim udział. Czasem dostrajamy się do otoczenia i współdziałamy w danych okolicznościach dostrajając się do ogólnej tendencji tłumu.
Część z nas to takie aparaty, rejestrujemy otoczenie i zgadzamy się na to jakim jest.
Większość z nas jednak tworzy otaczający świat. Nawet my którzy tylko rejestrujemy świat i zgadzamy się na jego warunki, widzimy go "takim jakim jest" wspieramy również taki stan potwierdzając i oczekując, że "taki właśnie jest".

Z reguły budujemy nastawienie czy do świata czy do poszczególnych jego elementów. Np. do imienin u cioci, że są fajne i zawsze uśmiejemy się po pachy albo wynudzimy się jak mopsy ;) Wnosimy takie nastawienie z iluś podobnych imprez lub z ogólnej informacji kogoś kto już był na takiej imprezie. Wpływać może jeszcze nasze ogólnego samopoczucie. Budujemy w sobie przekonanie o tym jak dla nas ta impreza czy cokolwiek innego będzie wyglądać. Przez to emitujemy swoje postrzeganie na daną rzecz. Stajemy się jakby projektorem przyszłych wydarzeń, a przede wszystkim naszego nastawienia do tych wydarzeń.

Jak działa projektor?
Kiedy mamy swój obraz i dokładamy źródło światła obraz powstaje w otoczeniu. W zwykłym projektorze na ścianie. W naszym przypadku jest to nasze światło (energii życiowej, czy co tam myślisz, że masz w środku poza flaczkami) i nasza wizja, danego czegoś.

Na całe szczęście lub nieszczęście, wszyscy jesteśmy projektorami rzeczywistości. Niektórzy mniej inni bardziej zależy to od siły jednostkowego przekonania lub dołożonej energii.

I np. przy smętnej imprezie gdy przychodzi kilka osób z nastawianiem, że chcą się dobrze bawić okazuje się, że są w stanie rozkręcić zabawę i ogólną radość.
Dlaczego tak się dzieje. Każdy z nas przychodzi ze swoim nastawieniem. Część z nas ma ogólnie nastawienie aparatowe wyłapuje to co się dzieje i się dostosowywuje. Niektórzy mają tak zwaną siłę przebicia, czyli dokładają do swojego projektorka więcej energii, żarówka mocniej świeci. Co powoduje wzbudzenie w innych narzuconego obrazu. Dla przykładu jakiegoś tematu rozmowy lub określonego działania.
Czasem jest tak, że jedna osoba jakby dominuje na przyjęciu i narzuca temat rozmowy, albo określone działanie. Ci z nas którzy działają jak aparat i nie są za bardzo utrwaleni, podejmują obraz z najsilniejszego projektora. Ci co są utrwaleni odchodzą do podobnego sobie źródła, albo stają się źródłem dla siebie i sobie podobnych. Ogólnie każdy z imprezy może wynieść swoją wizję. Jedni, że spędzili czas na uroczych dyskusjach czy tańcach, a drudzy, że było jak zawsze inni śpiewali tańczyli a my wynudziliśmy się jak mopsy.
Jeżeli nasza wizja nie jest zbyt utrwalona, ktoś z silniejszym projektorem może nas wzbudzić i wtedy dostrajamy się do jego wizji która mówi nam, że warto dobrze się bawić i np. radować z możliwości dyskusji czy tańca, bądź czegoś innego.

Co z tego wynika w ujęciu wiedzy o realizacji celu?
Im bardziej wiemy, że dany cel jest możliwy albo, że jest zrealizowany tym bardziej działamy jak projektor na świat. Wpędzamy w rezonans wszystkie elementy świata. Możemy tego nie widzieć i nie odczuwać od razu, ale wzmacniając wiedzę, że to co jest naszym celem jest dla nas osiągalne dodajemy nasz obraz do świata który się tworzy, A świat już zadba o resztę. Trzeba jeszcze wykorzystywać i dostrzegać te szanse, które sie stwarzają.

Bądź projektorem siebie i swoich celów.