sobota, 16 lutego 2008

Wiara, nadzieja.... wiedza...

dlaczego na końcu jest wiedza...

Każdy, a przynajmniej ja, ma w tym zestawieniu wiara, nadzieja... kolejną boską cnotę (Tu podziękowania dla Pozi za uświadomienie co to za zestaw w ludzkim znaczeniu ;) miłość . Chociaż miłość jest czymś nieopisanie pięknym. I bycie miłością polecam każdemu. Miłość do swoich celów, do siebie, do przyjaciół oraz rodziny, jest jak najbardziej wskazana.
Ale żeby dążyć do celu albo zmieniać swoje cechy osobowe, poprawiać relacje z ludźmi lub rodziną trzeba chociażby mieć nadzieję, że jest to możliwe.

Czym jest nadzieja?

Kiedy mówimy "mam nadzieję, że mu/mi się uda zrobić ...", "mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku" itp. Zasadniczo jest to przyzwyczajenie językowe, do formułowania ogólnego życzenia pomyślności. Chcemy dobrze, ale pozostawiamy przypadkowi realizację i skutki. Tak naprawdę, czy mu/nam się uda czy nie, nas nie interesuje. Bo jak się uda to fajnie, jak nie, to trudno. Jak komuś się nie poszczęści to będzie kogo pocieszać... Co prawda, nikt świadomie tak nie myśli bo każdy chce dobrze (przynajmniej w założeniu takiej wypowiedzi), ale jest to jakby na tą daną chwilę.
Powiedzmy naszym celem jest podróż do Paryża. Patrzymy na tablice, widzimy wyciętą z papieru wieżę Eiffla lub inny wybrany symbol miasta. Myślimy sobie "Mam nadzieję, że kiedyś tam pojadę i zobaczę ją na własne oczy" Jeżeli mamy tylko nadzieję, to nie zakładamy, że jest to w ogóle możliwe. Coś na zasadzie "fajnie by było..."
Dobrym zdaniem dla zobrazowania tego co chce przekazać jest powiedzenie "mam nadzieję, że mówisz prawdę". Zakładamy, że ktoś mówi prawdę, ale pozostawiamy sobie możliwość, że może kłamać. Procentowo dałbym pół na pół, albo troszkę więcej na niepowiedzenie.
Jeżeli masz takie podejście do swoich celów, postaraj się dołożyć wiarę.

Nadzieja i wiara w jednym stały domu.

Nadzieja podszyta wiarą, to już lepsze połączenie. W moim odczuciu bardziej spotykane, ponieważ mówimy "mam nadzieję" a najczęściej myślimy wierzę. Lub mamy poczucie wiary, że tak właśnie będzie.
Ale gdy wierzymy, że coś się stanie, że właśnie tak będzie jak np mamy nadzieję, to zwiększamy w sobie pewność tego, i w naszym odczuciu jest to bardziej prawdziwe, wiarygodne.
Zakładamy, że jak ktoś nas 5 razy nie okłamał, a jeden tak trochę to i za 7 wierzymy, że tego nie zrobi.

Gdy widzimy, coś nieznanego. Załóżmy, że pierwszy raz widzimy ogień. Cofnijmy się do dzieciństwa. Przeważnie jako dzieci pierwszy raz w którymś momencie spotkaliśmy ogień, odruchowo w systemie badawczym trzeba było sprawdzić co to. I tak w odruchu nadziei i ufności, że się nic nie stanie, pakowaliśmy łapę do ognia. Wtedy, jeżeli przyłapali nas rodzice na tym badawczym zbliżaniu się, zostawaliśmy ostrzeżeni, w mniej lub bardziej skuteczny sposób. I jeżeli rodzic był dla nas wiarygodny, a jako większy albo silniejszy przeważnie był... To wpajaliśmy sobie w łepki, że ogień jest be, niebezpieczny i nie należy go więcej badać. Więc zaczęliśmy wierzyć, że ogień jest nie bardzo dla nas skoro duży nas odciągał i wrzeszczał, coś musiało być na rzeczy. No ale to jest wiara, pozostawał element niedomówienia, bo kto wie, może duży(a) nie ma racji, a ogień jest fajny. W zależności od poczucia wiarygodności do osobnika albo ogólnie przyjętych prawd. (czy miliardy much mogą się mylić, że odchody są dobre?)(dla nich są ;) .
Wiara to 60 do 99% pewności.
Jeżeli nasza wiara jest powyżej 90% i wierzymy w osiągnięcie celów czy zmiany, jest to wysoce prawdopodobne, że tak się stanie. (chyba, że robimy sobie negacje, albo mamy silną przekorę, to wtedy mniej)

No ale, wracając do ognia. Nasze niezbadane źródło ciekawości pchało nas żeby jednak sprawdzić, albo przekonywaliśmy się przez przypadek, że ogień jest jednak gorący.
Osiągnęliśmy pewność. Poczucie wiedzy, że teraz my już po sprawdzeniu wiemy i możemy zaświadczyć, że pakowanie się do ognia jest niebezpieczne i boli.
Przekonaliśmy się, zdobyliśmy punkty doświadczenia na ścieżkach życia.
Więc jak komuś mówimy "wierzę Ci..." i wiemy, że mówi prawdę, to albo byliśmy świadkami albo kilka osób potwierdza jego wersję.

Wiedzieć a wiedzieć.

Kiedyś wszyscy wiedzieli, że Ziemia jest centrum wszechświata i wszystko kręci się w koło. Byli o tym przekonani bo badania i miliony ludzi nie mogło się mylić. Ale był taki Kopernik, który pozwolił sobie wiedzieć inaczej, bo w jego doświadczeniu z obserwacji gwiazd wyszło inaczej.
Ogień jest gorący, ale są ludzie którzy chodzą po gorących węglach czy świeżo zastygniętej lawie nie raniąc swoich stóp.
Jeżeli mamy swój cel podróż do Paryża, to zamknijmy oczy, wyobraźmy sobie siebie przed wieżą, poczujmy, że tam jesteśmy, poczujmy zapach świeżych bagietek w sklepiku obok, usłyszmy głosy francuzów czy francuzek. Miejmy poczucie, że Paryż jest faktem.
Jeżeli chcemy samochód, umówmy się na jazdę próbną pójdźmy go zobaczyć.
Jeżeli celem są jakieś cechy osobowości poczujmy się tak jakby one były dla nas naturalne.
Zobaczmy naszych przyjaciół czy rodzinę w miłej sympatycznej atmosferze.
itd.
Wtedy szansa powodzenia jest ogromna. Ale zawsze ją można zaprzepaścić ;)

Ostrzeżenie:
Moim celem nie jest abyśmy wiedzieli, że ogień jest zimny i nie zaszkodzi. To wymaga dużego potencjału przekonania. Jeśli wiesz, że umiesz latać zacznij od oderwania się od ziemi i swobodnego zawisu, na kilku centymetrach ;) Nie od skoku z wieżowca.
Wszystko jest możliwe wystarczy wiara wielkości ziarenka gorczycy...

3 komentarze:

Alicja Poznańska pisze...

Z tą konstrukcją "mam nadzieję" to jest podobnie, jak ze stwierdzeniem, że "chcę", a "chciałabym".
Jeśli powiem chcę pojechać na Hawaje, to już nie ma wykrętów i to jasne stwierdzenie, że to jest mój cel. Natomiast jeśli powiem chciałabym, to zostawiam sobie takie niby drzwi ewakuacyjne (chciałabym to tryb warunkowy, więc zawsze mogę sobie dopowiedzieć, chciałbym gdyby..było inaczej.
Ludzie, którzy używają często chciałbym, rzadko realizują swoje cele, dlatego, że jakiś wykręt, jakiś problem, warunek zawsze stanie na przeszkodzie.
Słówko "chcę" ma jeszcze tą zaletę, że pozwala mi się precyzyjniej określić i zastanowić, czy faktycznie to co zawsze znajdowało się po (dającym możliwość wycofania się) słowie "chciałbym" jest co mam ochotę zrealizować.

GA pisze...

Jest kwestią indywidualną niektórzy na chcę coś zrobić, to robią. A inni tylko chcą, czasem podejmują działania, ale zanim sie dokona już chcenie przestaje być aktywne. Więc pod chcę i tak podkłada sie nadzieja, wiara albo wiedza, że się to dokona ;)

Alicja Poznańska pisze...

Tak, pod chcę występują te wartości, o których piszesz.
Pod chciałabym dochodzi zazwyczaj jeszcze worek wykrętów.